14 października 2010

Rozdział 31 + Epilog



-Zostaw mnie!!-próbowałam wyrwać się z uścisku Justina.
Tylko łobuzersko się uśmiechnął i nadal szedł w stronę wody.
-Jenny zrób coś!-tylko co mała dziewczynka Mu zrobi.
Na całej plaży a może i w całym Miami było słychać mój wrzask. Nie wiem po co się wydzierałam skoro woda była ciepła a słona woda nie dostała się do oczu. Coś złapało mnie za nogę i wciągnęło pod wodę. Może Pan mięśniak z budki ratowniczej ruszył dupę i mnie uratował. Z trudem wynurzyłam głowę , ale fala z powrotem mnie wciągnęła pod wodę. W końcu się wynurzyłam i pod płynęłam do brzegu. Jenn bez trosko bawiła się na piasku budując wielki zamek. Chociaż tutaj możemy być normalna rodziną bez paparazzi,fanów, autografów i wrzasków. Usiadłam obok małej i pomogłam budować jej budowlę.
-Gdzie Justin?-zapytałam od niechcenia.
-Tutaj-dotknął mojego ramienia i usiadł pomiędzy mną a Jenifer
Świetnie się bawiliśmy póki nie Ona.
-Cześć-jej piskliwy głosik strasznie mnie wnerwiał.
-Hej-powiedziałam bez entuzjazmu.
-Rodzinny zjazd?
-Tak-zmierzyłyśmy się wzrokiem.
-Ja przyszłam , bo Justin mnie poprosił-Bieber popatrzył na nią a potem na mnie zdziwionym wzrokiem.- Prawda kotku?
Ja już tego nie kumam mam opóźniony zapłon czy coś? Przecież On do mnie zarywał a jak zarywał to nie może mieć drugiej. Nie? Każdą cząsteczkę mojego ciała wypełniała złość i zazdrość. Teraz , albo nigdy. Podeszłam do JB i złożyłam na jego ustach krótki, lecz namiętny pocałunek.  Następnie uśmiechnęłam się tak jakbym wygrała jakąś wielką nagrodę. Szara o mało nie wybuchła , a mój ex spłonął rumieńcem. Jenifer jako jedyna zachowała spokój.
-Musze już iść-powiedziała idąc w stronę wyjścia z plaży. Niech suka ma za swoje. Należało się jej.
-Emily...
-Zapomnijmy o tym co teraz zaszło-co ty kurwa pieprzysz przecież go kochasz.
-Ale...
-Justin daj spokój to nie było nic wielkiego-próbowałam zachować pokerową twarz i nie podbiec do niego i wtulić się w jego nagi tors.
Czułam , że Bieber zaraz wybuchnie płaczem. Co prawda ja też z trudem powstrzymywałam łzy.
Jenny nadal zachowywała spokój i nadal budowała zamek z pisaku. Usiadłam obok małej i gapiłam się na fale uderzające o brzeg.
-Możemy już iść?-zapytał zakładając koszulkę.
Złożyłam koc i wsadziłam do torby. Pozbierałam zabawki Jenny i w końcu wyszłam z plaży za Bieberem a następnie wsiadłam do jego samochodu.
Oczami Justina
Co ona kurwa sobie myśli , że ja jestem jakąś pieprzoną zabawką , która nie ma uczuć?!  Nie pozwolę żeby mnie tak traktowano! Nie maż się jak baba. Nie możesz pozwalać żeby ciebie tak traktowano. Burknąłem coś pod nosem coś w stylu „Możemy już iść?”. Szybkim krokiem udałem się w stronę wyjścia , a potem do samochodu. Zachowywała się tak jakby mnie nie znała. Czyli jednak mnie kocha, albo i nie kocha. Zaparkowałem pod ich willą, pomogłem zabrać wszystkie ich torby.
-Emily...
Cisza.
-La Malo Rodriguez!
-Co?! Głośniej drzeć się nie możesz?!
-Możesz mi wytłumaczyć co w ciebie na plaży wstąpiło?
-Nie chciałam żeby ta suka zepsuła Jenny wypad na plaże-już jej wierze była zazdrosna.
-Wymyśl coś lepszego –zrobiła obrażoną minę i trzasnęła drzwiami.
Przyłożyłem ucho do drzwi i usłyszałem ciche szlochanie. Poszedłem z obojętną miną do samochodu.
-Justin!-zza moich pleców usłyszałem jej głos
-Tak?-obróciłem się na pięcie.
-Możemy spróbować jeszcze raz...?
EPILOG
Rok później
-Stary wyluzuj-uspokajał mnie Chris.
-Mówisz to chyba setny raz-ręce nadal mi się trzęsły
-To Emily powinna się denerwować a nie ty.
-Łatwo ci mówić.
-Nie powinieneś stać obok jej i wspierać w tych trudnych chwilach?
-Jak zobaczę krew to mdleję.
-To nie patrz się tam tylko w jej oczy. Wmawiaj sobie „ Nie patrz się tam!” albo inaczej.
-Spróbuje...Jednak nie mogę.
-Nie chcesz zobaczyć główki maleństwa?
-Chcę , ale...-z Sali porodowej słychać było wrzaski Mily.
-Idź! Ja wcześniej za ciebie byłem.
Powoli otworzyłem drzwi. Kiedy wszedłem krzyki ucichły a Em nieśmiało się uśmiechnęła . Ukucnąłem obok niej a Ona nieśmiało się uśmiechnęła. Po czole spłynęła jej kropelka potu. Złapałem ją za rękę, popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Lekarze krzyczeli coś w stylu „Trzyj” i „Widać już główkę” , ale my nadal patrzyliśmy sobie w tęczówki. Pielęgniarka podała mi małe zawiniątko.
-Śliczny chłopczyk-przekazała.
-Jak go nazwiemy?
-Jake...
Potem mi ją zabrali...
    I tak o to kończy się nasza historia się kończy.  Życie pisze różne scenariusze jedne z smutnym zakończeniem,  drugie z szczęśliwym a inne zaś z neutralnym. Nasze życie jest szczęśliwe jesteśmy rodzicami dwóch zdrowych dzieci  i niczego nam nie brakuje...
I żyli długo i szczęśliwie...
The End
Podziękowania
Chciałabym podziękować 4 osobą. Szarej bez , której bloga by nie było ;*. Mooni , która zawsze podsyłała mi świetne pomysły i broniła w Tych trudnych chwilach, Kasi , która świetnie mnie rozumie i... Gabi ( potworkowi Choco ;]) którzy rozśmieszali mnie do łez i , że zawsze mogła ma nich liczyć.
Właściwie to dziękuję każdej z was. Dziękuję za każdy komentarz i , że w ogóle to czytałyście ;*
Bez was niczego by tu nie było skończyłabym na 10 rozdziale. 
Kocham was wszystkie i ciężko powiedzieć "żegnam" mając tyle wspomnień. 
Dziewczyny jesteście wielkie ;*

03 października 2010

Rozdział 30


Rozdział 30
Ujrzałem złośliwy uśmieszek Karoliny siedzącej na sofie w salonie.
-Witaj Justin...-uśmiech nie schodził z jej twarzy.
-Czego chcesz?-syknąłem
-Nie pamiętasz co mi obiecałeś?-szczerzej się uśmiechnęła.
-Dobrze wiesz , że niczego z tamtej feralnej nocy nie pamiętam...
-Naprawdę?Mam ci przypomnieć? Ja wszystko z najmniejszym szczegółem pamiętam.
-Wynoś się stąd!!-wrzasnąłem
-Tylko jedna rzecz...
-NIE!!-nie chciałem słuchać następnych kłamstw , które zawsze mi wmawiała.
-Nie to nie...-wzruszyła ramionami i wyszła.
Kiedy była w drzwiach odwróciła się i wrzasnęła :
-Myślałam , że jesteś inny-i zaczęła sztucznie szlochać przed paparazzi.
Nie przejąłem się tym nawet w najmniejszym stopniu. Mam ją gdzieś a właściwie w dupie.
Usiadłem na kanapie i włączyłem CNN. Ciekawe co dzieję się w okrutnym świecie nazywanym Ziemią. Może Chiny stały się już potęgą i niedługo będzie koniec świata.
-Słynny piosenkarz Justin Bieber-mam nadzieję , że w „dobrej „ stacji nie będą podawać plotek na mój temat i Emily.- I Mala Rodriguez wcześniej znana jako Emily Force...
Przełączyłem na inny kanał z Oprah( Amerykańska wersja naszej polskiej Ewy Drzyzgi). Dobrze , że to stare odcinki. Mój telefon zaczął wygrywać cichą melodię. Spojrzałem na wyświetlacz. Usher...
-Co się stało?
-Wszędzie o tobie mówią!-miałem wrażenie , że się cieszy.
No i co z tego?- powiedziałem bez przekonania
-To , że będziesz znowu popularny...Nawet w CNN o was mówią!
-No i co z tego?-powtórzyłem to samo po raz kolejny
-Zrzędzisz gorzej niż baba w ciąży...-rozłączyłem się.
Teraz on mnie dobija... Chciałbym być znowu normalnym chłopakiem bez hordy fanek, paparazzi za plecami i tysiąca głupich plotek. Chyba już nigdy od tego nie ucieknę... Nawet gdybym bardzo chciał  i tak czasu nie cofnę. Znudzony zajrzałem do swojego kalendarza. Dzień jak dzień : wywiady, występy publiczne, spotkanie z nowym sponsorem, podpisanie kilku umów no i wreszcie po 20 wolne. Może jeszcze wieczorem zaśpiewam Jenny. Uzależniłem się od niej i jej uśmiechu, słodkich dołeczków i melodyjnego śmiechu.  Na pewno pod  domem stoi mnóstwo paparazzi...Jak tu dostać się kilka willi dalej... Może gdzieś się umówimy. Tylko gdzie...Jakieś miejsce publiczne... Może plaża... Tylko, która...? Te na South są zawsze pełne , więc może na North...Jaki Emily ma numer? Mam nadzieję , że nie zmieniła...Podany numer jest nieprawidłowy...Kurwa!! Może Chris ma jej numer , przecież byli w stałym kontakcie, więc powinien mieć jej numer.
-Halo?
-Chris...Masz aktualny numer Em?
-Tak a co? Ty nie masz?-jak zwykle gadał z niesamowitą prędkością.
-Chciałbym z nią pogadać...Mnóstwo paparazzi stoi przed naszymi domami i nie mogę wyjść tak po prostu do niej.
-To teraz przy was stoją...Thx stary , że wziąłeś ich do siebie. Teraz w spokoju mogę się jej oświadczyć...Zaraz ci SMS-em wyśle. Baj!
Po minucie już miałem to czego chciałem.
-Halo? Kto mówi?
-Justin...
-Czego chcesz?-nadal jest wkurzona
-Daj mi skończyć.
-Dobra-chyba jej to nie na rękę.
-No więc...-zacząłem , ale ona mi przerwała
-Streszczaj się.
-Pójdziesz dzisiaj na plaże? Jenny przyda się trochę zabawy.
-Na której i o której?
-Nortch...Obok Tatumnn Park...Może o 4?
-Okej. Do zobaczenia-rozłączyła się.
Oczami Emily
Kto się do mnie tak dobija?! Prywatny...
-Halo?Kto mówi?
-Justin...-skąd ten dupek ma mój numer?!
-Czego chcesz?-warknęłam
-Daj mi skończyć...
-Dobra.
-No więc...
-Streszczaj się!-chyba muszę się opanować.
-Pójdziesz dzisiaj na plaże? Jenny przyda się trochę zabawy-znajdź lepszą wymówkę.
-Na której i o której?
-Nortch...Obok Tatumnn Park...Może o 4?
-Okej. Do zobaczenia-rozłączyłam się, bo Jenny zaczęła krzyczeć.
-Jenifer co się stało?-podeszłam do małej i ją przytuliłam.
-Elmo odpadła głowa-łezki spływały jej po policzkach.
-Kupimy nowego...Pokaż to może się naprawi-otarłam łzę pełną smutku z policzka Jenn
Pobiegła do swojego pokoju i przyniosła pluszowego pacjenta.
-Och...Kochanie nie da się z tym nic zrobić...Potem spróbuję go wyleczyć , ale teraz przebierzemy się na plaże.
-A po co na plaże? Ja chcę na plac zabaw!
-Justin nas zaprosił...Chcesz iść?
-TAK!!-jak Bieber wchodzi w rachubę to wszystko tej na „TAK!!”.
Wyjęłam z szafy pierwszy lepszy strój kąpielowy dla małej i wzięłam sandałki( kilk). Rozczesałam aksamitne włoski a potem zawiązałam je w dwie kitki , a grzywkę podpięłam wsówkami.
-Bądź grzeczna , ja teraz pójdę się przebrać.
Tylko skinęła głową i zaczęła się bawić kenem wyglądającym jak Justin.  Przeszłam do mojej wielkiej garderoby i wybrałam pierwszy lepszy zestaw na plażę (klik).Chyba na takie coś jestem już za stara no , ale trudno...
-Jenny!
-Co?
-Dobrze jeszcze półgodzinki muszę spakować parę rzeczy.
Wzięłam torbę i włożyłam ręczniki, wodę mineralną, jakieś zabawki dla mojej kochanej córeczki bez , której nigdzie się nie ruszę. Gdzie jest mój telefon... Sprawdziłam wszystkie półki i blaty...Nie ma...Może jest w lodówce Jenny zawsze mnie zaskakiwała swoimi pomysłami. Otworzyłam drzwiczki od maszyny chłodzącej ... No i jest moja zguba.
-Jenny czy ty włożyłaś iPhona do lodówki?
-Moja...Przepraszam...-i jak się na nią gniewać?
-Choć trzeba zdążyć na prom , bo w pław nie przepłyniemy z Fisher Island.
Podeszła do mnie a ja wzięłam ją za pulchną rączkę i poszliśmy do samochodu.  Usadziłam ją w foteliku i zapięłam a następnie usiadłam na swoim miejscu. Włożyłam kluczyk do stacyjki i przekręciłam... Nic...Jeszcze raz...To samo... Następny samochód poszedł się jebać mercedes rozwalony a teraz BMW... Wyjęłam znalezisko znalezione w lodówce i wybrałam numer Biebera. Jedne sygnał...Drugi sygnał...
-Halo?
-Justin...
-Hmmm...?
-Mógłbyś nas zawieść , bo mój samochód padł.
-Spoko zaraz będę...
Wypakowałam mój skarb i torbę. Po chwili przed domem stał On... Nie wiem jak do niego mam mówić...Justin...Bieber...Ex...Były...Kochanie...Dupek...Laluś...To...On...Kolega z Branży... Zostanę przy Justine albo formie bezosobowej a najwyżej przy rodzaju nijakim. Wsiadłam na tylne siedzenia i posadziłam sobie Jenifer Caroline sobie na kolanach. 
***http://dreams-come-true-kayla-and-emily.blogspot.com/
Dobiła 30 ^^ 
Rozdział beznadziejny , ale najlepsze trzeba zostawić na koniec ;p Czyli wszystko jest pół na pół ( chodzi o 16 letnią Jenny). O Jenifer będzie na tym blogu , ale dopiero potem jak na razie mam plany na http://dreams-come-true-kayla-and-emily.blogspot.com/
W połowie mam napisany już prolog. Cyba będzie gotowy na czwartek , albo wcześniej jak na razie zapoznajcie się z bohaterami. 
Następny rozdział jak będzie więcej niż 21 komci.

29 września 2010

Rozdział 29

Rozdział z dedykacją dla Mooni najlepsiejszego adwokata pod słońcem :*

Oczami Emily
Obudziłam się w świetnym humorze nikt i nic tego nie zepsuje. Założyłam kapcie na stopy i poszła zrobić sobie herba mate. Zanim się zaparzy wezmę jeszcze gazetę i poczytam co jak, gdzie i kto z kim. Kiedy ujrzałam pierwszą stronę...Cały idealny dzień legł w gruzach... Podarłam pierwszą stronę z moim zdjęciem i Justina. Poczytam te głupoty co o nas piszą...  Justin Bieber i jego była żona... Kurwa skąd wiedzą , że ja byłam jego żoną?!  Kurde...Poparzyłam język... jednak ten dzień będzie do dupy...
Oczami Justina
Obudziło mnie szczekanie psa sąsiada. Normalnie nasz  Fisher’owy kogut. Poszedłem po gazetę. Nie chciało mi się czytać kolejnych głupich plotek na temat moich przyjaciół , ale trzeba dowiedzieć co w trawie piszczy. Zacząłem czytać jeden z brukowców, jak zwykle od tyłu żeby najlepsze zostawić na koniec. Rozwiązałem kilka krzyżówek i w między czasie włączyłem radio. Leciał mój ulubiony raper. Dotarłem wreszcie do jakiś plotek. Co my tu mamy... Zdjęcia Katy Perry z jej ślubu i wesela. Jeszcze kilka stron i skończę czytać. Potem dokończe , bo teraz muszę napisać kołysankę dla Jenny. Usiadłem obok fortepianu i moje palce same zaczęły wygrywać melodie. Kilka razy powtórzyłem i zapisałem nuty by móc później zagrać małej. Teraz słowa i tytuł... Ugh...Nic nie mogę wymyślić...Może przy Jenny coś napisze. Wsunąłem na nogi swoje ulubione buty i wyszedłem przed dom. Z kieszeni bluzy wyjąłem czarne Ray Bany i wsunąłem je na nos. Tysiące paparazzi czekało , w którą stronę pójdę. Tak po prostu do Niej nie pójdę , bo zaczną się tworzyć głupie plotki. Obszedłem całą wyspę i po drodze kilku "zdjęciaków" odeszło , bo nie mogli wytrzymać upału. W sumie nie było tak duszno tylko , że ja się już przyzwyczaiłem. Pamiętam te pierwsze dni  kiedy przyjechałem do Miami. ten powiew ciepłego powietrza, który poczułem wychodząc z lotniska i pierwsze tygodnie , w których przez wilgoć ledwo oddychałem. Dobra nikogo nie ma pora zejść na dobrą drogę. Przeszedłem kilka przecznic i  już stałem pod Ich domem. nacisnąłem kilka razy dzwonek , ale nikt nie otwierał. Może poproszę Simmonsów żebym mógł przejść przez ich płot do Mily. Drzwi otworzyła mi młodsza córka Simmonsów, Fanny. Ledwo ją znałem , ale ona pewnie świetnie mnie znała. Dobrze , że nie jest jedną z psycho fanek. Inaczej bym już nie żył , albo ogłuch i to doszczętnie. I tak przez rok nosiłem aparat słuchowy , bo było bardzo źle ze mną , a właściwie z moim słuchem. 
-Dzień dobry...Fanny tak?-skinęła głową.- Mógłbym przejść przez wasz płot. Tłum paparazzi przeszkadza mi przejść do mojej...-kurde, i co ja mam teraz powiedzieć.-...Przyjaciółki.
Ponownie skinęła głową i przeprowadziła przez ich wielki dom żeby móc przejść do ogrodu. W końcu byliśmy w jedynym zielonym miejscu w domu. Nie różnił się wiele od tych , które są na wyspie.  Wspiąłem się na płot.Ledwo utrzymywałem równowagę i niestety misja się nie powiodła miękkim lądowaniem runąłem jak długi do basenu należącego do Emily.Woda była ciepła, więc nie trzeba było piszczeć jak baba. Powoli wygrzebałem się z dziury z wodą. Rozejrzałem się po ogrodzie i ujrzałem Jenifer bawiącą się z Elvisem. Kiedy ostatni raz go widziałem był małym szczeniakiem. 
-Tatuś!!-krzyczała a pies mnie obwąchiwał 
-Gdzie jest...-przerwała mi Jenn
-W kuchni... Coś się stało... Cały czas płacze i krzyczy na gazetę , albo na stół. 
-Jenny czasami mnie przerażasz... -zaśmiałem się
-Czemu?-zapytała Mily wychodząc z willi.
-Przeraża mnie swoją mądrością.
-Skąd się tu wziąłeś?
-Tato spadł z nieba do basenu-w duszy się za śmiałem.
-Mhm...Czytałeś dzisiejszą gazetę? To powinno cię przerażać.
-Tak...A co?
-Nie załamuj mnie... Nie przejmujesz się tymi zdjęciami?!- rzuciła mi gazetą w twarz.-Nadal czytasz wszystko od tyłu?
-Tak...
Słowa na główka mnie przeraziły. "Znowu razem?" Pokazane nasze zdjęcia z wczorajszego dnia. Przewróciłem na następną stronę Moje zdjęcia Emily ze ślubu i te , w których byliśmy jeszcze szczęśliwą parą i moje i Karoliny z komentarzem "Czy już mu to wybaczyła?". Z każdym słowem chciałem podrzeć brukowiec na małe kawałeczki i się rozpłakać. Media zawsze wszystko muszą spieprzyć jak już jest dobrze to potem jest coraz gorzej. Jeśli ja to tak beznadziejnie przeżywam to co dopiero Em. Wyszedłem z domu nic nie robiąc sobie z setki paparazzi stojących przed domem Mily. Szedłem normalnym tempem z trudem powstrzymując łzy. Zapomniałem zamknąć drzwi... Tylko żeby żadna fanka nie zdemolowała domu. Przerażony otworzyłem drzwi i ujrzałem...
***
Wróciłam. Trochę się popisało , ale całymi dniami nie będę chodzi z zeszytem pod pacho co chwilę coś dopisując. Ale nie ten temat chciałabym poruszyć. Powiem w prost nie będę ryczeć jeśli brakuje komentarzy nie pisze tego tylko dla siebie i nie zmuszam was do czytania czy ja wszędzie piszę wejdź tutaj no wejdź. Powiedźcie jest tak? Raczej nie na początku reklamowałam ja k był 10 rozdział czy 5 a nie jak jest ponad 20.Następny jak będzie więcej nić 20 komentarzy. Mam pytanie powiedźcie która jest ładniejsza? Albo inaczej... Która bardziej będzie pasować do 16 letniej Jenny? PS: Rozdział pisany z zeszytu i tam wydawał się dłuższy ;/

11 września 2010

Rozdział 28

Rozdział 28
Oczami Emily
Obudził mnie rozpaczliwy krzyk Jenny. Pewnie znowu śnił się jakiś koszmar. Ociężale wstałam i poszłam do pokoju obok gdzie spał mój skarb.
-Co się stało , że płaczesz?-przytuliłam małą
-Nie ma tu Justina-mówiła przez łzy.
-Zadzwonić po niego?
-Tak-otarła łzy.
Poszłam do sypialni po telefon i z trudem wybrałam numer Biebera.
-Halo?
-Justin Jenny robi awanturę , że ciebie tu nie ma...przyjdziesz?
-Dobrze za 30 minut będę.
Rozłączyłam się.
-Jenny za chwilę będzie Justin. Ja w tym czasie się ubiorę.
Wzięłam pierwszą lepszą sukienkę z szafy >kilk< i poszłam wziąść prysznic. Po 15 minutach byłam już ubrana. Włosy tylko rozczesałam i poszłam ubrać Jenifer. Ubrałam ją w luźnym stylu >kilk<. Nie lubiła sukienek ani spódniczek. Sama jak byłam mała ich nie cierpiałam. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam na dół żeby otworzyć drzwi.
-Cześć-przywitałam się.
-Hej...Jenny w swoim pokoju?
-Tak... Chciała tylko ciebie. Coś ty wczoraj jej zrobił?
-Nic...-ujrzałam małą próbującą zejść po schodach i wołającą „Tatuś Justin!”.
Czemu ona go tak nazywa? Trudno... Bieber zrozumie... Zaczęli się przytulać i całować a ja się czułam jak wyrzutek. Poszłam na górę a ich zostawiłam samych. Mam nadzieję , że jej nic nie zrobi. Kiedy weszłam do swojego pokoju chciałam się rozpłakać. Emily musisz być twarda...Nie możesz okazywać żadnej skruchy...Masz być bez uczuć...Nie jesteś tą samą Emily co przed 4 laty... Twoje serce nadal krawii i nikt nie chce go uleczyć albo choć zatamować krew...Choć na chwilę...Żebym mogła się poczuć normalnie... Nie jak dama bez uczuć a jak zwykła dziewczyna lubiąca zabawę i przeżywająca wielką miłość... Tylko kto mnie zechce?... Z trudem powstrzymywałam łzy. Będziesz starą panną do końca życia... Choćbyś bardzo tego chciała i tak tego nie zmienisz... Wytarłam łzę , która spływała po moim policzku. Poprawiłam rozmazany makijaż i zeszłam na dół. Nikogo tam nie było...Pobiegłam do pokoju Jenn...Tam też nikogo nie było...
-Jenny!!Jenny!!-zaczęłam panikować
-Jenn!! Jenn!! Gdzie jesteś?!-poczułam dziwne ukłucie w sercu
Co jeśli on też mi ją zabierze...? Oczy same się zamykały...Emily musisz ją znaleźdź potem umrzesz... Powlokłam nogami w stronę ogrodu...Obok altanki ujrzałam dwie rozmazane postacie. Chciałam podejść bliżej , ale nie mogłam. Moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Przejdź tylko kilka metrów... Potem sobie ponarzekasz... Z trudem przeszłam te 100 metrów i ujrzałam Jenny i Justina siedzącego obok altanki. Oparłam się o palmę a potem zamknęłam oczy i zasnęłam
Oczami Justina ( kilka minut wcześniej)
Emily poszła na górę a ja sam zostałem z małą sam.
-Tatusiu...Pójdziesz gdzieś ze mną?-zrobiła najsłodszą minę jaką kol wiek widziałem.
-Musimy powiedzieć Emily...
-Przecież jest na górze...-zaczęła ciągnąć mnie w stronę drzwi wychodzących na ogród.-Nie obrazi się... A co tam przyniosłeś?
-Gitarę... Zagrać ci coś?
Pokiwała głową i nadal ciągnęła mnie. Chyba nic się nie stanie jeśli na chwilę wyjdziemy na dwór. Otworzyłem drzwi podszedłem do altanki. Usiadłem na równej trawie i zacząłem wygrywać melodie Overboard. Znałem ją na pamięć. Jeśli ktoś by mnie obudził w środku nocy to bezbłędnie by zagrał. Mała usiadła obok mnie i przysłuchiwała się melodii. Po wypowiedzeniu ostatnich wersów Jenn siedziała obok mnie.
-Jeszcze coś zaśpiewaj... –zrobiła słodkie oczka i się uśmiechnęła.
-Będę musiał iść po nuty , bo wszystkiego nie pamiętam...
-No to jeszcze raz zaśpiewaj tą samą...
-Dobrze...
Zacząłem śpiewać , ale po chwili przestałem. Ujrzałem Emily idącą w naszą stronę. Zatoczyła koło i się przewróciła. Położyłem gitarę i pobiegłem do niej. Zemdlała... Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do salonu na miękką kanapę. Jenny chciała pomóc, więc poprosiłem żeby przyniosła gitarę. Z trudem ciągnęła ją po trawie.
-Dzięki-powiedziałem całując ją w policzek.
Ślicznie się uśmiechnęła i usiadła obok swojej nieprzytomnej mamie. Chciała włączyć telewizor ale jej nie pozwoliłem. Jak ja to zrobiłem żeby jej się sprzeciwić... Mily zaczęła się kręcić...Tylko żeby nie spadła. Poszedłem do kuchni po szklankę wody dla Em. Kiedy wróciłem siedziała na kanapie i przytulała małą. Podałem jej naczynie z płynem. Powiedziała bezdźwięczne „dziękuję”. Teraz Jenn włączyła sobie sama kreskówki i siedziała z nosem wlepionym w TV.
-Mam iść?-zapytałem, bo mina Emily bardzo przypominała ;/
-Możesz zostać...Jenifer by mnie zabiła gdybym cię wygoniła z domu...
Siedzieliśmy obok siebie i nikt nie miał odwagi się odezwać. Cisze przerywał tylko Królik Bucks i ten kaczor. Z tamtych czasu pamiętam tylko Sylwestra i Bucksa no i Twittiego. Muszę sobie po przypominać jak tylko znajdę chwilę. Chciałem się po cichu wymknąć żeby nie przeszkadzać , ale Jenny to zauważyła i wpadła w histerię. Za chwilę mamy być u Chrisa, a Jenny nadal wpatrywała się w kolorową szybkę.
-Ja pójdę po samochód...-powiedziałem wychodząc
Po 10 minutach stałem już na progu mojej willi. Wybrałem jeden większy osobowy samochód w , którym wszyscy by się zmieścili. Po chwili stałem już pod domem Mily. Nacisnąłem kilka razy klakson i po półgodziny wyszła z Jenny na rękach. Otworzyłem jej szarmancko drzwi. Ona tylko wsiadła i zamykając drzwi przytrzasnęła mi palce...Czego nie robi się z miłości...
-Tato!! Włącz radio!!-krzyczała Jenny
Nacisnąłem przycisk. Akurat leciała moja piosenka. Chciałem zapaść się pod ziemię... Jenn zabroniła mi wyłączać radia , bo chce posłuchać piosenkę do końca. Zruszyłem ramionami i zaparkowałem przed domem Chrisa... No i niedługo też Sindy. Ma zamiar się jej oświadczyć tylko nie może trafić na odpowiednią chwilę. Em chciała wziąść małą na ręce , ale ona ją ugryzła.
-Ja chcę Justina!-krzyczała kopiąc swoją mamę
-Weź ją...-powiedziała bez przekonania.
Przytuliłem Jenifer Caroline i udałem się w kierunku drzwi wejściowych. Zza krzaków wyskoczył paparazzi. Kurwa! Resztę drogi biegłem. Zdyszany nacisnąłem dzwonek do drzwi.
-Hej...-popchnąłem Chrisa i wbiegłem w głąb pokoju. Jenny przyglądała mi się dziwnym wzrokiem.
-O co chodzi?-zapytał Chris rozglądając się zanim zamknął drzwi.-Ona znowu te pozy...
-Jakie pozy?-zapytałem zdyszany
-Nieważne... Czemu biegłeś?
-Przecież paparazzi...
-Oni się czają od kilku dni...Chcą zobaczyć pierścionek na palcu Sindy a teraz będą mieli inne newsy...-zaśmiał się
-Bardzo śmieszne ja tu biegnę przez krzaki z dzieckiem na ręku a ty mówisz , że to normalka...
-Uspokój się-do domu weszła Mily.-Ty paparazzi nigdy nie widziałeś?
Wywróciłem teatrlalnie oczami , ale i tak nikt tego nie zauważył przez moje czarne Ray Bany. Z kuchni dochodziły dziwne odgłosy a potem stek przekleństw wypowiedzianych przez Sindy.
-Momencik...-powiedział Chris biegnąc do kuchni.
-Zadowolona?-zapytałem z sarkazmem
-A z czego...?-dobrze wiedziała.
-Jutro każdy brukowiec będzie się rozpisywał na nasz temat...
-Tak tylko marze żeby zniszczyć sobie reputacje...
-Nie sobie tylko mnie...
-Przepraszam , ale na obiad będą tylko kotlety no i jak chcecie to jeszcze zupka chińska-powiedział Chris wchodząc do hallu.
-Nie jest tak źle...Co się stało...? Piekarnik nawalił, zaczytała się...?-zaśmiałem się
-Nic z tych rzeczy... Zapomniała kupić składników...-zaśmiał się.- Jak to dobrze mieć psychologa w domu...
-Nie mów na mnie psycholog!!-wrzasnęła z kuchni.-Ile ci powtarzałam jestem terapeutą a nie psychologiem!
-Dobrze...dobrze-biedny cały czas obrywa po łbie.-Chodźcie do salonu...
Usiadłem na jednym krańcu kanapy a Mily na drugim końcu. Pomiędzy nami siedziała roześmiana Jenn. Chris cały czas ją rozśmieszał swoim śmiesznym głosem. Nawet ja się uśmiechałem jak usłyszałem wiewiórkowy głosik a Em zachowała pokerową twarz. Nic jej nie ruszy... Gapiła się w sufit...Co w tym takiego ciekawego? Sindy nadal klnęła w kuchni. Też bym się wściekał na jej miejscu.
-Jeszcze momencik!!-krzyczała z kuchni
Dla Sin moment to pół godziny. Jednak się myliłem po 3 minutach na stole stała zupka chińska. Potem doniosła niedosmażone kotlety. Obiad zjedliśmy w ciszy a potem odwiozłem do domu Jenn i Mily. Jenifer zasnęła po drodze więc nie było żadnych bajek i jej usypiania. Wstawiłem samochód do garażu. Udałem się w kierunku sypialni, ale zatrzymałem się w salonie i zasnąłem na kanapie.
***
Musiałam dzisiaj dodać jutro nie będę miała czasu muszę się spakować i wgl. Jak zapewne wiedzie wyjeżdżam do USA do mojej kuzynki na 2 tygodnie chyba 28 wracam , ale to zależy od samolotu czy się spóźni czy nie... Z chęcią bym została w Polsce , ale moja kuzynka ma 16 urodzinki no i trzeba przyjechać... Rozdział wg mnie jest nudny, ale obiecuje , że następne będą ciekawsze... Kurde ja już za wami tęsknie ;(
Będę płakać jak po przyjeździe nie będzie tych 28 komentarzy ;(( Już za wami tęsknie :((
Kocham was :************ <33
PS: Może załapie jakieś inspiracje ^^

06 września 2010

Rozdział 27

Rozdział 27

Oczami Emily

Była już 4 w nocy a ja nadal nie śpię. Wszystko mnie boli...Nadal nie mogłam otworzyć pieprzonych powiek. Spróbuje ostatni raz. Powoli uchyliłam powieki. Ujrzałam białe ściany szpitalnego pokoju. W okół łóżka stało mnóstwo kwiatów. Ciekawe kto je przynosił? Rozejrzałam się po pokoju. Po prawej stronie było wielkie okno i kilka krzeseł. Na przeciw mnie była biała ściana i jakieś inne puste łóżko. Po lewej stronie były drzwi i małe okno przez które odwiedzający mogli widzieć pacjentów nie wchodząc do pokoju. Spróbowałam podnieść się , ale mięśnie mnie nie słuchały. Poczułam ból w okolicach skroni. Cicho jęknęłam. Po chwili w pokoju roiło się od pielęgniarek i lekarzy. Chciałabym cofnąć czas i wszystko naprawić.

-Pani Rodriguez...Zostanie pani dzisiaj jeszcze do południa na obserwacji-powiedział jeden z lekarzy stojących przy moim łóżku.

Kiwnęłam tylko głową i wycięczona zasnęłam.

Oczami Justina

-Halo?

-Pan Bieber?-zapytał męski głos

-Tak...W jakiej sprawie?

-Pani Rodriguez się obudziła...-więcej mi nie trzeba rzuciłem wszystko co w tej chwili robiłem i pobiegłem do samochodu.

Po 20 minutach byłem już pod szpitalem. Recepcjonistka nawet mi nie dała plakietki gościa. Wbiegłem do windy i nacisnąłem przycisk 8. Pobiegłem w stronę Sali gdzie leżała Mily. Otworzyłem drzwi ujrzałem jej uśmiechniętą twarz i szeroko otwarte jej piwne oczy. Zatrzepotała swoimi długimi rzęsami. Nasze spojrzenia się spotkały a wtedy jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Podszedłem do jej łóżka.

-Kiedy będzie mogła wrócić do domu?

-Dzisiaj po południu...wszystko z nią w porządku-powiedział lekarz notując coś w karcie Emily. –Mogą państwo porozmawiać.

Wyszedł z pokoju i zostawili nas samych. Zapadła niezręczna cisza. W końcu przerwałem ją.

-Jak się czujesz?

-Dobrze...Gdzie jest Jenny?

-Sindy wzięła ją do siebie...Zaraz tu powinna być wraz z nią i Chrisem-w tym samym momencie do pokoju weszła zakochana para i Jenifer.

-Mama!-krzyknęła radośnie Jenny

-Jenn!-krzyknęła Emily biorąc małą na ręce.

Przytulały się całowały. Musiały za sobą tęsknić , ale Jenifer po kilku minutach się znudziło i chciała do mnie pójść na ręce.

-Tata-szepnęła mi do ucha.

Nie chciałem się w tym momencie rozpłakać , bo wszyscy pomyślą , że jestem mięczakiem. Mocno przytuliłem małą i oddałem ją Sindy. Zaczęła bić Sindy i gryźdź.

-Daj mi ją-powiedziałem biorąc na ręce Jenny.

-I po kim ona to ma?-zaśmiał się Chris

Sindy spojrzała na niego przerażającym wzrokiem masując miejsce w którym mała ją ugryzła.

-Przywiozłaś mi moje rzeczy?-zapytała Emily

-Tak... Kiedy wychodzisz?

-Dzisiaj po południu. Możecie teraz zostawić nas samych. Chciałabym porozmawiać z Justinem...

-Nie chcesz świadków jak ona cię zadźga?-zaśmiał się Chris

Pokiwałem przecząco głową przy okazji robiąc Hair Flip. Jenny pociągnęła mnie za włosy i przy okazji wyrwała kilka. Emily ją skarciła a ja powiedziałem , że wszystko w porządku i nic się nie stało.

-Emily chciałbym ciebie przeprosić za wszystko co ci zrobiłem...-do oczu napłynęły mi łzy.- To co z Karoliną ze mną zaszło...Byłem pijany a ona to wykorzystała.

-Już wszystko sobie przemyślałam...Wyy...-jąkała się.

-Hmmm...?

-Wy...Yyy...

-Wykrztuś to z siebie...

-Wybaczam ci...Dobrze? – ja chyba śnię

Nie mogłem nic z siebie wydusić. Ona tylko się uśmiechała. Po policzku spłynęła mi łza radości.

-Tatusiu czemu płaczesz?-zapytała Jenny wycierając mi łzę.

-Cieszę się...-mocniej przytuliłem małą

-Ja myślałam , że jeśli się płacze to komuś jest smutno...

-Też można płakać ze smutku...-powiedziałem

-Skończyliście?-zapytała Sindy wchodząc do pokoju kładąc na stoliku ubrania

-Tak-powiedziała Emily próbując wstać.

Podałem Jenny Sindy. Emily zatoczyła koło i w ostatniej chwili ją złapałem.

-Poradzę sobie...-powiedziała kulejąc w stronę toalety

-Sindy lepiej z nią idź...-oddała mi Jenifer i poszła do łazienki

-Stary jak ty teraz powiesz mediom...Przecież oficjalnie Emily Force nie żyje tylko Maria Rodriguez... Znowu bierzecie ślub? – powiedziała z zawrotną szybkością- Ona cię wyzywała w wywiadach... Teraz dziwne będzie , że będziesz z nią chodził?

-Nie mów tak szybko... Powtórz wszystko jeszcze raz tylko , że powoli...

-Jak ty to powiesz mediom?-da się już zrozumieć , ale nadal mówił szybko.-Przecież oficjalnie Emily nie żyje tylko Mala...Znowu weźmiecie ślub...?

-Ślub ja nawet nie wiem , że mi całkowicie wybaczyła...

-Daj mi skończyć... Ona wyzywała cię w wywiadach i każdym występie publicznym... I jak to będzie wyglądać jak będziecie razem?

-Też prawda... Przyjdzie czas to się zastanowię...

-O czym tak długo rozmawialiście?-zapytał

-Właściwie zamieniliśmy kilka zdań... Wybaczyła mi...Kumasz?

-Nie jestem dzieckiem żeby nie rozumieć... Tak po prostu ci wybaczyła?

Skinąłem głową i wtedy wyszła Mily w oszałamiającym stroju (kilk). Nie była już dziewczyną chodzącą w trampkach i porozciąganych Tshertach. Była już dorosłą kobietą chodząca na obcasach i w sukienkach. Nie pozwoliłaby wyjść w starym dresie z kołtunami na głowie.

-Może my już jechać?-zapytała.

-My z Sindy przyjechaliśmy 2 osobówką...Jedziesz z Justinem...-muszę mu kiedyś podziękować , że przyjechał 2 osobówką.

-Gdzie stoisz?-zapytała wzruszając ramionami

-Rząd A miejsce 57-powiedziałem idąc w stronę wyjścia.

Pod szpitalem było mnóstwo paparazzi. Z trudem przedarliśmy się do samochodu.

-Ja prowadzę-powiedziała Em.

-Czemu ty?

-Bo tak mówię-siadła za kierownicą.

-Nie masz kluczyków...

-Daj!-podałem jej kluczyk

Kiedy już siedzieliśmy w samochodzie upewniłem się czy potrafi prowadzić.

-Zdałam za pierwszym razem-powiedziała dostosowując fotel do swoich potrzeb

-Tylko się pytam-powiedziałem zapinając pas.-Nie chcę żeby Jenn się coś stało.

-Nie martw się...

Cały czas klnęła na innych kierowców. Co chwile przewracałem oczami.

-Przekraczasz prędkość –zwróciłem jej uwagę

-Nie pouczaj mnie! Znam się na przepisach... Wolniej jechać nie możesz?!

-I ty zdałaś za 1 razem...?

-Tak-wyszczerzyła swoje białe zęby w złośliwy uśmieszek

Co chwile zwracałem jej uwagę typu : czerwone światło, autobus zaraz się zatrzyma, ustąp itp.

W końcu byliśmy pod jej willą. (kilk)

-Ładnie się urządziłaś-powiedziałem wysiadając z samochodu.-Wiesz , że mieszkasz 5 przecznic ode mnie?

Wzruszyła ramionami i wzięła ode mnie Jen.

-Idziesz jutro na obiad do Chrisa i Sindy?-zapytała otwierając drzwi

-Tak...A ty?

-Może jak się wyrobię... Wejdziesz?

-A mogę...Nie masz żadnych pułapek czy coś w tym stylu...?

-Nie żartuj...Nie mam niczego takiego...Może będę mieć spleśniały ser w lodówce to jedyne co jest niebezpieczne-zaśmiała się.

-Na pewno...?

-Może jeszcze coś innego co jest spleśniałe ...Czego się napijesz?

-Wody jak jest...

-Tatusiu zobacz jak wygląda mój pokój!-ciągnęła mnie za rękę

Poszedłem posłusznie za małą i otworzyłem drzwi do wskazanego przez nią pokoju. Ściany dziecięcego pokoju były liliowe a meble białe. Całość wyglądała mniej więcej tak. Na półkach stały zdjęcia Emily i Jenny. Może kiedyś i moje będą tam stać. Mała pokazywała mi mnóstwo swoich zabawek i kazała się nimi bawić. Cały czas się śmiała ze smoka Justina, który rozśmieszał małe dziewczynki. Po chwili Em przyszła z wodą i Jenn kazała się też jej bawić. Miała być moją „żoną”. Pomagała mi rozśmieszać małe dziewczynki. Mily chciała żeby Jenny poszła spać , ale ona się rozpłakała jak musiała iść do łóżeczka.

-Zasnę jak tatuś mi opowie bajkę!-zadziwiła mnie swoimi wymaganiami.

-Justin?-i jak tu się nie zgodzić

-Jaką ci przeczytać?-zapytałem patrząc na półki z książkami

-Zmyślankę!

-Jaką zmyślankę?-zapytałem robiąc dziwną minę

-Bajka , którą sam wymyśliłeś-wyjaśniła Emily.

Usiadłem na łóżku i zacząłem opowiadać bajkę o księżniczce o imieniu Jenifer , która poznała dużo zwierzaków i na tym się skończyła , bo Jenn zasnęła. Po chichu wymknąłem się z pokoju. Na dole w salonie siedziała Emily.

-Ja już muszę iść...Do zobaczenia-pożegnałem się.

Wsiadłem do samochodu i po 5 minutach byłem już pod domem.

***

Dziękuję za wszystkie komplementy <33 LoVciam was <33

Co ja bym bez was zrobiła? Zadźgałabym się kilka razy żyletką... Przesadzam?

Dzisiaj chciałam całe 17 osób zadźgać...Jestem przewodniczącą klasy ;//

Licze na pocieszanie...Całe 20 minut przerwy ryczałam jak dziecko NEO xd

Mam znajomości xd Oddam dziennik Gackowi niecvh się kujon cieszy;p

Zdaje mi się , że akszyn się za szybko rozwija ;|

Trudno...

Następny jak będzie 27 komci wiem , że dacie radę!

30 sierpnia 2010

Rozdział 26

Rozdział 26
Rozdział z dedykacją dla leżącej w szpitalu Martyny :*. Wracaj w trybie ekspresowym do zdrowia :*
Oczami Justina
Siedziałem na sofie i oglądałem nasze spólne zdjęcia...Wtedy byliśmy jeszcze dzieciakami , które przeżywały zauroczenie a nie wielką miłość... Chciałbym cofnąć czas...I wszystko co było złe naprawić... Pamiętam ten dzień jak 7 lat temu się poznaliśmy... Czemu nie może być tak jak wtedy... Beztrosko bez żadnych zobowiązań... Wyrzeczeń... Kłótni... Żaden związek nie jest idealny... Może kiedyś mi wybaczy ten wieczór kawalerski... Byłem pijany a ona to wykorzystła. Zacisnąłem ręce w pięść i przy tym rozwaliłem szklankę z czystego kryształu. Nic z tego sobie nie robiłem. To tylko głupi przedmiot... Nic wielkiego... Wyszedłem przed dom i wsiadłem za kierownicę swojego samochodu...fakt , że jeżdżę Ferrari z limitowanej serii wcale mnie nie pocieszał...Nie mam nastu lat żeby to mnie kręciło..Oddałbym moje samochody, dom i wszystko co mam tylko żeby Emily wyzdrowiała. Próbowałem się przedrzeć przez zatłoczone ulice Miami. Dawno nie widziałem takiego korka... Włączyłem radio żeby nie było nudno... Leciały właśnie wiadomości.
-Wczoraj latynoska piosenkarka Mala Rodriguez miała wypadek przy 78 Ave...-przecież Emily wczoraj się tam rozbiła...- W tej chwili leży w szpitalu w ciężkim stanie od 15 godzin.
Oczami Emily
Leżałam bezwłdnie na łóżku. Próbowałam się obudzić, ale powieki nie chciały się nawet uchylić. Gdybym mogła ruszać palcami na siłę bym je otworzyła tak jak Sindy mi robiła jak nie chciałam wstać z łóżka. Wolałabym z kimś tu siedzieć i wyczuwać jego obecność. Usłyszałam jak ktoś otwiera skrzypiące drzwi i siada na krzesełku obok mojego łóżka. Zaczął cicho grać na gitarze...Skądś znam tą melodie tylko skąd... Kiedy wstęp piosenki się skończył usłyszałam głos Justina...
It feels like we’ve been out at sea
So back and forth that’s how its seems
Whoa and when I want to talk
you say to me
That if its meant to be, it will be
So crazy in this thing we call love
The love that we got that we just cant give up
I’m reaching out for you tell me
out here in the water and I)

I’m overboard and I need your love
Pull me up
I cant swim on my own
Its to much
Feels like I’m drowning without your love
So throw yourself out to me
My life saver
Life saver
Oh life saver
My life saver
Life saver
Oh life saver oh wow

Never understand you when you say
Wanting me to met you half way.
Felt like I was doing my part
Get bringing your coming up short
Funny how these thing change
Cause now I see


So crazy in this love we call love
and now that we got it
we just can’t give up
I’m reaching out for ya
Got me out here in the water and I

I’m overboard
And I need your love
Pull me up (Pull me up)
I can’t swim on my own
Its to much (It’s to much)
Feels like I’m drowning without your love
So throw yourself out to me
My life saver

It’s supposed to be some give and take I know.
Your only taking and not given any more
So what will I do? (So what will I do?)
Cause I still love you. (Still love you Baby)
You’re the only one who can save me


I’m overboard
And I need your love
Pull me up (Pull me up)
I cant swim on my own
Its to much (Its to much)
Feels like I’m drowning (Im drowning baby I’m drowning)without your love
So throw yourself out to me (Can’t swim)
My life saver
Life saver
Oh life saver
My life saver
(Its crazy, crazy crazy, yeah) Life saver
Oh life saver
Oh life saver
Oh life saver
Oh life saver
Yeah
Była to nasza piosenka o , której prawie zapomniałam. Tak jak o wszystkim innym co z nim związane...
-Emily jeśli mnie słyszysz... Po co ja to mówię i tak mnie nie słyszysz...-ja cię słyszę głupku! Gadaj , bo cię zabije!
Zebrałam powietrze w płucach , ale z mojego gardła wydobyły się same samogłoski.
-Emily ty żyjesz?!-zapytał głaskając mój policzek.
Ponowna próba czegoś powiedzenia powiodła się przedłużonym tak.
-Czy ja śnie?-uszczypnął się.
Z trudem pokiwałam przecząco głową.
-Zawołam lekarzy...-wybiegł z pokoju szpitalnego.
Zostałam znowu sama jak palec i to u lewej nogi. Potrafiłam coś z siebie wydusić , ale otworzyć oczy jeszcze nie. Były zrobione z ołowiu czy co? Do pokoju musiało wejść kilka osób , bo zrobiło się strasznie głośno.
-Pani Rodriguez...Słyszy mnie pani?-zapytał lekarz święcąc mi po oczach małą latarką.
-Raczej Force...-poprawiał go Justin
-W prawo jazdy ma Rodriguez...Pewnie pan ją z kimś pomylił...
- Nie w 100% to ona...Emily o co chodzi?
- Po tym jak się rozstaliśmy...- z trudnością podniosłam się na rękach.- Postanowiłam zmienić imię i nazwisko na La Mala Rodriguez. Stąd to nieporozumienie...
Tylko kiwnął głową i lekarze wyprosili go z sali. Znowu wstrzykneli mi znieczulenie , więcej już nie pamiętałam.
Oczami Justina
Znowu mi ją zabrali... Zostałem sam na szpitalnym korytarzu. Gapiłem się w czubki moich butów. Mijały godziny a ja nie wiedziałem co ze sobą robić. Chodziłem w tą i z powrotem. Emily nadal leżała na stole operacyjnym... Przecież już była zdrowa albo mi się wydaję. Może jednak coś poważniejszego... Z Sali gdzie była operowana Mily wyszła pielęgniarka. Nie myśląc podbiegłem do niej.
-Jak ona się czuje?
-Są jakieś komplikacje , ale mam nadzieję , że operacja przebiegnie bez zakłóceń. Przepraszam Pana , ale muszę jeszcze zająć się innymi pacjentami-i poszła w kierunku windy.
A co jeśli lekarze coś spieprzą... Łza spłynęła mi po policzku a za nią następna i następna. Nigdy nie uważałem się za twardziela w tej sprawie. Usiadłem na plastikowym krześle przy ścianie i zamknąłem oczy. Przed oczami ukazały mi się chwile spędzone z Emily...Te złe i te dobre. W pamięci bardziej utrwaliły mi się złe chwile te dobre też pamiętałem a szczególnie jedną...Jedno słowo , które zmieniło całe moje życie...Wypowiedziane z głębi serca. Bez żadnego zająknięcia błądzenia wzroku...Najszczersze słowo wypowiedziane przez Emily..."Tak"
***
Dzień beznadziejny więc rozdział tak samo. Z chęcią użyłabym żyletki bez wachania, ale tego wam nie zrobię. Jak mi się nie chce iść do szkoły a matka każde mi jeszcze powtarzać materiał 4-6 , bo jak przyjdę do szkoły to nic nie będę umieć. Ja nie wiem ile jest 2x2...Ktoś pomoże? No dobra wiem to jest bezapelacyjne 6 ^^ Jestem KujoUFOludkiem :D Jak wiecie jest konkurs na najlepsza parodię. Na razie zgłosiła się tylko 1 uczestniczka. I dla niej brawa , że się odważyła :). Co do mojego 2 bloga...Nie mam kompletnie czasu jak starzy każą zrobić to tamto i owanto. umyj podłogę, posprzątaj na biurku, powtórz materiał...K**** ja nie chcę być następnym kujonem w rodzinie =.=
Idę do oazy spokoju ( czy. komixxy.pl)...
Następny jak będzie 26 komci..Anonimki podpisujcie się...Ploose

Konkurs na najlepszą parodię

Mam humor na parodie więc ogłaszam konkurs na parodię mojego opowiadania.
Może być to albo nagrane i wrzucone na YouTube.com albo napisane w formie pisemnej.
Możecie zrobić parodię całego opowiadnia albo jednego rozdziału.
Ma być śmieszne i to bardzo.
Orginalne teksty miło widziane.
Czas macie do 5.09 (niedziela).
Nagrodą jest 25 sd polecenie czego tam chcecie.
Przewidzine wyróżnienie albo nawet dwa 5 sd i polecenie czego tam chcecie.
Prace wysyłajcie na mój emali emcioszek@gmail.com
Miłego parodiowania :*
PS: Jeśli chcecie filmik a nie macie aktorów to polecam skarpetki ^^
Brakuje kilku komentarzy pod rozdziałem a mam już napisany.
Buuzia :*

28 sierpnia 2010

Rozdział 25

Rozdział 25
Oczami Justina
Patrzyłem się to na twarz Jenny. Przy Em cały czas lekarze się kręcili więc nie mogłem jej ujrzeć . Jenn siedziała na moich kolanach , bo lekarze nic jej się nie stało , bo miła dobry fotelik. Gdzie ja kurwa byłem jak ona się urodziła...?! Gdzie ja byłem kiedy stawiała pierwszy krok, powiedziała pierwsze słowo...? Muszę to wszystko jej wynagrodzić. Nie zostawię ich teraz samych. Nie opuszczę ich na krok. Lekarze nerwowo wykonywali coś przy Mily. Musisz żyć rozumiesz?! Nie możesz tak po prostu odejść! Nie zostawiaj nas!
-Cio się stało mamusi?-zapytała Jenifer
W odpowiedzi mocniej ją przytuliłem. Uśmiechnęła się i ujrzałem jej słodkie dołeczki... Była tak podobna do swojej mamy i do... mnie. Oczy miała i uśmiech po Em. Po mnie miała włosy i dołeczki, a przynajmniej mi się tak zdawało. Dała mi buziaka w policzek.
-Lubie cię...-wyszeptała
-Ja ciebie kocham-powiedziałem całując w czubek głowy.
Zasnęła w moich ramionach. Tyle wrażeń jak na jeden dzień. Śpij, śpij dziecinko. Byliśmy już pod budynkiem pogotowia. Emily gdzieś zabrali a mi kazali czekać. Potem jeszcze odebrali mi Jenny. Cały czas ktoś do mnie podchodził i prosił o autograf.Sława mi powoli się nudziła. Chciałbym znowu być zwykłym chłopakiem , który wychodzi na deskę bez żadnych zaczepek fanek. Mój telefon cały czas wibrował. Nie miałem ochoty użerać się z Usherem. Sprawdzę tylko kto dzwoni. Chris... Może jednak odbiorę.
-Justin..?! Wiesz gdzie jest Emily? Sindy strasznie się o nić martwi miały się spotkać godzinę temu...
-Jest w szpitalu...Dlaczego nic nie mówiłeś , że ma dziecko?!
-Prosiła mnie żebym nic tobie nie mówił o Jenn...Jak to w szpitalu?!
-Miała wypadek...
-W , którym szpitalu jesteście...?
-Ten co znajduję się obok Adventury...Nazwy nie pamiętam. ..
-Za godzinę będziemy...-rozłączył się a ja usiadłem na jednym z plastikowych krzeseł.
Mój najlepszy przyjaciel wiedział a ja nie... Musiało ją mocno boleć po tej feralnej nocy... Jakiś lekarz wyszedł z Sali gdzie leżała moja kochana Emily.
-Jak ona się czuję?-podszedłem do faceta.
-Jest bardzo źle , ale może pan ją odwiedzić...-wszedłem do sali siadając na krześle przy łóżku.
Oczami Emily ( kilka minut wcześniej)
Chciałam otworzyć oczy , ale nie mogłam. Spróbuje jeszcze raz choć wątpię jeśli , że za 50 razem się nie udało to co dopiero teraz. Niestety się nie udało. Słyszałem jakieś głosy , ale żadnego z nich nie rozpoznawałam. Ktoś coś mi podłączał i odłączał. Na myśl o kroplówkach zbierało mi się na wymioty... Gdzie jest Jenny? Nie wyczuwałam jej moim matczynym instyktem. Do Sali w , której leżałam ktoś wszedł. Usiadł obok mnie i gładził mnie po wierzchu dłoni. Na mojej lodowatej skórze wyczuwałam ciepłe krople. Ktoś płacze... Tylko kto...
-Panie doktorze czy ona z tego wyjdzie?-dopiero teraz rozpoznałam głos Biebera.
-Nie jestem w stanie tego dokładnie określić , ale nie ma cienia szansy , że ona z tego wyjdzie ...Chyba , że... zdarzyłby się cud...
Czułam coraz więcej łez na mojej skórze. Chciałam mu powiedzieć , że jeszcze żyje , ale nie mogłam. Błagam żeby zdarzył się cud i żebym ozdrowiała.
-Emily...Jeśli mnie słyszysz chciałbym ci obiecać , że zajmę się Jenny... I cię kocham i nigdy nie przestanę...Przysięgałem ci miłość do końca życia i obietnicy do trzyma...-wyszedł z pokoju zostawiając pocałunek na moich wargach.
Usłyszałam płacz Jenifer i głosy Chrisa i Sindy. Co oni tu robią? Po stukaniach obcasów poznałam , że Sindy do mnie podchodzi.
-Em proszę obudź się...Nie zostawiaj mnie samej... Komu będę się wygadywać... Nie umieraj w tak młodym wieku...jeszcze całe życie przed tobą... Jenny potrzebuje matki... Nikt ciebie nie zastąpi...-czułam teraz jej łzy na mojej skórze.
Chciałam jej przekazać , że ja żyję , ale nie mogłam... Wszystko bym oddała żeby tylko przeżyć...
-Przepraszam państwa , ale musimy panią Rodriguez zabrać na operacje-powiedział lekarz.
Dostałam znieczulenie i nic więcej nie pamiętam...
Oczami Justina
Emily zabrali na operację a ja musiałem siedzieć bezczynnie czekając. Usłyszałem płacz dziecka. Nic dziwnego jesteśmy w szpitalu. I wtedy wyszedł szczęśliwy facet trzymając noworodka na rękach. Co ja bym oddał żebym był wtedy przy porodzie... Poczułem czyjś dotyk na moim ramieniu.
-Stary wszystko będzie dobrze...-pocieszał mnie mój kumpel.
-Dlaczego nic mi n ie mówiłeś ,że ona ma dziecko?
-Prosiła żebym nic nie mówił...Dotrzymałem tajemnicy... Teraz tego żałuje...
Z jednego z pokoi wyszła pielęgniarka z Jenifer Caroline na rękach.Podbiegłem do niej i wziąłem małą na ręce.
-Z nią jest wszystko w porządku...-powiedziała pielęgniarka.
Odeszła i zostałem z małą na rękach na środku korytarza. Podeszła do mnie Sindy...
-Ja się nią zaopiekuję...Obiecałam to Emily będąc przy porodzie...-chciała mi odebrać Jenny.
-Jeszcze chwilę...Muszę się z nią pożegnać ... Jenfier bardzo cię kocham i nigdy o tobie nie zapomnę...
Mała uśmiechnęła się i znowu ujrzałem jej słodkie dołeczki , ale potem Sindy mi ją zabrał i wyszła z Chrisem ze szpitala. Stałem jak debil na środku korytarza. Cały czas ktoś mnie mijał albo machał rękami przed oczami i pytał się czy wszystko w porządku , ale ja nadal stałem. Mijały godziny a ja nawet nie drgnąłem.W końcu przyszedł lekarz i kazał mi wracać do domu. Kończyła się godzina więc i tak musiałem już wracać do domu. Zadzwoniłem po taksówkę i po 30 minutach byłem w domu...
***
Jest 25 ^^ Następny jak będzie tu 25 komci...Ta wredota ze mnie. Wczoraj miałam beznadziejny dzień =.= Szaruś mogłabś się na mnie jeszcze pogniewać , rozdziały byłyby lepsze :D Dziękuję Mooni i Szarej , że mnie pocieszałście :*
Buuuzia

27 sierpnia 2010

Rozdział 24 - jeszcze raz dodany

Rozdział z dedykacją dla Szarej :*
4 lata później
Tak naprawdę dopiero teraz zaczęłam żyć. Co prawda wychowuję bachora Biebera, ale jest w porządku. Jestem sama I jest mi z tym dobrze... On nawet nie wie , że ma ze mną dziecko. Nagrałam własną płytę w języku hiszpańskim i zaśpiewałam jedną piosenkę z Nelly Furtado. Moje życie różni się od tamtego feralnego roku w którym wzięłam ślub z Bieberem. W urzędzie zmieniłam imię i nazwisko żeby nikt mnie nie rozpoznawał na La Mala Rodriguez. Tylko przyjaciele i rodzina wie o tym. Dzisiaj obiecałam mojej kochanej córeczce , że znajdę dla niej czas i pójdziemy do parku na plac zabaw.
-Jenny gotowa?-zapytałam wchodząc do pokoju mojej małej księżniczki
-Jeszcze momencik mamusiu...-są plusy bycia mamą. Uwielbiałam jak nazywała mnie mamusią albo mami.
-Ja będę czekać na dole-przekazałam Jenifer.
Nie wiadomo dlaczego nazwałam ją Jenifer Caroline Rodriguez. Moja prababcia miała na imię Caroline i ta suka... Zapomnij o niej ona i on już dla ciebie nie istnieją.
-Maminko ja gotowa...Idziemy-jak ona już wyraźnie mówiła jak na 3 latkę.
Pobiegłyśmy za ręce do samochodu. W drodze do parku cały czas się śmiałyśmy i śpiewałyśmy moje piosenki. Po 30 minutowej drodze byliśmy na miejscu. Po drodze kupiliśmy lody czekoladowe.
-Mamusiu możemy pójść na huśtawki?
-Biegnij ja cię potem dogonię-powiedziałam patrząc jak biegnie w stronę placu zabaw.
Podeszło do mnie kilku kubańskich fanów. Zasłonili mi widok na mój skarb. Usłyszałam jakiś krzyk dziecka pobiegłam w stronę placu zabaw. Nie miałam już takiej dobrej kondycji jak sprzed 4 laty. Ledwo dobiegłam do placu zabaw.
-Janny! Jenny?!-wołałam jak głupia. Nagle płacz ucichł.
Gdzie ona jest? Poszłam w stronę huśtawki.
Oczami Justina( kilka minut wcześniej)
Nie wiem po co przyszedłem do parku. Po prostu mnie tknęło. Udałem się w stronę placu zabaw żeby popatrzeć na szczęśliwe minki bawiących się dzieci. Usiadłem na ławce i przypatrywałem się małej słodkiej dziewczynce. Kogoś mi przypominała tylko kogo? Dziewczynka się przewróciła i zaczęła płakać. Podbiegłem do niej i ją pocieszyłem.
-Nic ci się nie stało? Gdzie jest twoja mama albo tata...?-zapytałem przytulając małą.
-Mamaa...jest tiam...a tatusia nie mam-mówiła przez łzy. Dotknęła swoją pulchną rączką mojego policzka.
Nad nami pojawiła się wysoka kobieta, nie wiedziałem jej rysów zbyt dobrze , bo stała pod słońce.
-Od czep się od mojego dziecka!-odepchnęła mnie i przytuliła skądś znaną dziewczynkę.
Dopiero teraz ujrzałem twarz matki. Była to ona. Poszukiwałem ją od 4 lat , ale bez skutku. Moja Emily...
Oczami Emily
Jak on śmie się tutaj pokazywać? Jest pedofilem , że obserwuje niewinne dzieci?!
-Mamusia jest przy tobie...Nic już ci się nie stanie...-szeptałam do ucha Jenny.
Wzięłam ją na ręce a ona objęła mnie swoimi rączkami moją szyję.
-Kim jest ten pan?-wyszeptała pytanie mi do ucha.
-Nie ważne...
-Ile ona ma?
-3 lata.I nazywa się Jenifer Caroline Rodriguez.
-Czy to nie nasze...
-Tak twoje-powiedziałam udając się do wyjścia z parku.
-Czemu nic nie mówiłaś...
-Nie będę niszczyła ci kariery i związku z tą...tą...Karoliną-ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
-Ja z nią nie jestem w związku...Nawet nie mam z nią kontaktu... Widzimy się tylko na galach...-wsadziłam małą do fotelika w samochodzie.
Chciałam wsiąść do samochodu , ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapskami!-wydarłam się
-Porozmawiaj ze mną...Proszę...-gapił się na mnie czekoladowymi oczami.
-Na mnie to już nie działa-wsiadłam do samochodu i wcisnęłam gaz.
Pędziłam przez miasto ponad 200 km/h i cały czas prędkość się zwiększała. Miałam łzy w oczach. Nie zwracałam uwagi czy jest czerwone czy zielone aż w pewnym momencie...
Oczami Justina
Jak mogłem coś takiego zrobić Emily... Jak mogłem... Kompletny debil. Waliłem głową w drzwi samochodu. Usłyszałem jakiś huk i pisk opon. Wsiadłem i udałem się w kierunku skąd słyszałem wybuch. Zrobił się straszny korek więc wysiadłem z samochodu i pobiegłem na miejsce wypadku. Ujrzałem rozbity samochód. Musiał ktoś pędzić żeby tak się rozwalić. W środku było kilka osób. Zadzwoniłem na 112. Pobiegłem 100 metrów dalej i ujrzałem zakrwawione ciała Emily i Jenny. Chciałem rozwalić drzwi i je stamtąd wyciągnąć. Jakiś facet mnie powstrzymywał , ale ja musiałem je uratować. Niestety byłem zbyt słaby żeby wywarzyć drzwi. Łzy spływały mi po policzkach nadal siłowałem się z drzwiami auta. Nadal to nic nie dawało. Jkiś wielki murzyn mi pomógł i drzwiczki wreszcie się otworzyły. Wyjąłem zakrwawione ciało Em zza kierownicy a ogromny mulat zajął się tylnymi drzwiami gdzie siedziała małą Jenifer. Była jeszcze żywa. Gorzkie łzy spływały po jej policzkach.
-Ty żyjesz-!wziąłem ją na ręce i przytuliłem
Podbiegł do mnie facet.
-Jestem lekarzem... Są tu jakieś ranne osoby?
Wskazałem na zakrwawione ciało Mily. Kręcił się przy niej a ja się na niego gapiłem jak jakiś debil. Dopiero teraz dotarło pogotowie. Wzięli małą i Em do karetki.
-Pan z rodzinny?-zapytał ratownik
-Tak-odpowiedziałem bez zastanowienia. Wsiadłem do ambulansu i pojechaliśmy do szpitala.
***
Dodałam ponownie 24 ,bo już kilka osób się do mnie zgłosiło , że się nie wyświetla. Tam jest 14 komci to tu musicie zrobić jeszcze 8.
Jest 24 gdyby doliczyć komcie jeszcze pod bohaterami to wyszło by te 20 komci ^^
Pewnie się zastanawiacie się czemu dodałam te buttony... jest taki konkurs na oficjalnej stronie serii z fajową nagrodą i ciężko się było mi oprzeć... Napisałam już następny więc wszystko zależy od was ma tu być 22 komentarze inaczej nici z następnego...
Buuzia <33

25 sierpnia 2010

Rozdział 24


Rozdział z dedykacją dla Szarej <33 
4 lata później
Tak naprawdę dopiero teraz zaczęłam żyć. Co prawda wychowuję bachora  Biebera, ale jest w porządku. Jestem sama I jest mi z tym dobrze... On nawet nie wie , że ma ze mną dziecko. Nagrałam własną płytę w języku hiszpańskim i zaśpiewałam jedną piosenkę z Nelly Furtado. Moje życie różni się od tamtego feralnego roku w którym wzięłam ślub z Bieberem. W urzędzie zmieniłam imię i nazwisko żeby nikt mnie nie rozpoznawał na La Mala Rodriguez. Tylko przyjaciele i rodzina wie o tym. Dzisiaj obiecałam mojej  kochanej córeczce , że znajdę dla niej czas i pójdziemy do parku na plac zabaw.
-Jenny gotowa?-zapytałam wchodząc do pokoju mojej małej księżniczki
-Jeszcze momencik mamusiu...-są plusy bycia mamą. Uwielbiałam jak nazywała mnie mamusią albo mami.
-Ja będę czekać na dole-przekazałam Jenifer.
Nie wiadomo dlaczego nazwałam ją Jenifer Caroline Rodriguez. Moja prababcia miała na imię  Caroline i ta suka... Zapomnij o niej ona i on już dla ciebie nie istnieją.
-Maminko ja gotowa...Idziemy-jak ona już wyraźnie mówiła jak na 3 latkę.
Pobiegłyśmy za ręce do samochodu. W drodze do parku cały czas się śmiałyśmy i śpiewałyśmy moje piosenki. Po 30 minutowej drodze byliśmy na miejscu. Po drodze kupiliśmy lody czekoladowe.
-Mamusiu możemy pójść na huśtawki?
-Biegnij ja cię potem dogonię-powiedziałam patrząc jak biegnie w stronę placu zabaw.
Podeszło do mnie kilku kubańskich fanów. Zasłonili mi widok na mój skarb. Usłyszałam jakiś krzyk dziecka pobiegłam w stronę placu zabaw. Nie miałam już takiej dobrej kondycji jak sprzed 4 laty. Ledwo dobiegłam do placu zabaw.
-Janny! Jenny?!-wołałam jak głupia. Nagle płacz ucichł.
Gdzie ona jest? Poszłam w stronę huśtawki.
Oczami Justina( kilka minut wcześniej)
Nie wiem po co przyszedłem do parku. Po prostu mnie tknęło. Udałem się w stronę placu zabaw żeby popatrzeć na szczęśliwe minki bawiących się dzieci.  Usiadłem na ławce i przypatrywałem się małej słodkiej dziewczynce. Kogoś mi przypominała tylko kogo? Dziewczynka się przewróciła i zaczęła płakać. Podbiegłem do niej i ją pocieszyłem.
-Nic ci się nie stało? Gdzie jest twoja mama albo tata...?-zapytałem przytulając  małą.
-Mamaa...jest tiam...a tatusia nie  mam-mówiła przez łzy. Dotknęła swoją pulchną rączką mojego policzka.
Nad nami pojawiła się wysoka kobieta, nie wiedziałem jej rysów zbyt dobrze , bo stała pod słońce.
-Od czep się od mojego dziecka!-odepchnęła mnie i przytuliła skądś znaną dziewczynkę.
Dopiero teraz ujrzałem twarz matki. Była to ona. Poszukiwałem ją od 4 lat , ale bez skutku.  Moja Emily...
Oczami Emily
Jak on śmie się tutaj pokazywać? Jest pedofilem , że obserwuje niewinne dzieci?!
-Mamusia jest przy tobie...Nic już ci się nie stanie...-szeptałam do ucha Jenny.
Wzięłam ją na ręce a ona objęła mnie swoimi rączkami moją  szyję.
-Kim jest ten pan?-wyszeptała pytanie mi do ucha.
-Nie ważne...
-Ile ona ma?
-3 lata.I nazywa się Jenifer Caroline Rodriguez.
-Czy to nie nasze...
-Tak twoje-powiedziałam udając  się do wyjścia z parku.
-Czemu nic nie mówiłaś...
-Nie będę niszczyła ci kariery i związku z tą...tą...Karoliną-ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
-Ja z nią nie jestem w związku...Nawet nie mam z nią kontaktu... Widzimy się tylko na galach...-wsadziłam małą do fotelika w samochodzie.
Chciałam wsiąść do samochodu , ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapskami!-wydarłam się
-Porozmawiaj ze mną...Proszę...-gapił się na mnie czekoladowymi oczami.
-Na mnie to już nie działa-wsiadłam do samochodu i wcisnęłam gaz.
Pędziłam przez miasto ponad 200 km/h i cały czas prędkość się zwiększała. Miałam łzy w oczach. Nie zwracałam uwagi czy jest czerwone czy zielone aż w pewnym momencie...
Oczami Justina
Jak mogłem coś takiego zrobić Emily... Jak mogłem... Kompletny debil. Waliłem głową w drzwi samochodu.   Usłyszałem jakiś huk i pisk opon. Wsiadłem i udałem się w kierunku skąd słyszałem wybuch. Zrobił się straszny korek więc wysiadłem z samochodu i pobiegłem na miejsce wypadku. Ujrzałem rozbity samochód. Musiał ktoś pędzić żeby tak się rozwalić. W środku było kilka osób. Zadzwoniłem na 112. Pobiegłem 100 metrów dalej i ujrzałem zakrwawione ciała Emily i Jenny. Chciałem rozwalić drzwi i je stamtąd wyciągnąć. Jakiś facet mnie powstrzymywał , ale ja musiałem je uratować. Niestety byłem zbyt słaby żeby wywarzyć drzwi.  Łzy spływały mi po policzkach nadal siłowałem się z drzwiami auta. Nadal to nic nie dawało. Jkiś wielki murzyn mi pomógł i drzwiczki wreszcie się otworzyły. Wyjąłem zakrwawione ciało Em zza kierownicy a ogromny mulat zajął się tylnymi drzwiami gdzie siedziała małą Jenifer. Była jeszcze żywa. Gorzkie łzy spływały po jej policzkach.
-Ty żyjesz-!wziąłem ją na ręce i przytuliłem  
Podbiegł do mnie facet.
-Jestem lekarzem... Są tu jakieś ranne osoby?
Wskazałem na zakrwawione ciało Mily. Kręcił się przy niej a ja się na niego gapiłem jak jakiś debil. Dopiero teraz dotarło pogotowie. Wzięli małą i Em do karetki.
-Pan z rodzinny?-zapytał ratownik
-Tak-odpowiedziałem bez zastanowienia. Wsiadłem do ambulansu i pojechaliśmy do szpitala. 
***
Jest 24 gdyby doliczyć komcie jeszcze pod bohaterami to wyszło by te 20 komci ^^
Pewnie się zastanawiacie się  czemu dodałam te buttony... jest taki konkurs na oficjalnej stronie serii z fajową nagrodą i ciężko się było mi oprzeć... Napisałam już następny więc wszystko zależy od was ma tu być 22 komentarze inaczej nici z następnego...
Buuzia <33

24 sierpnia 2010

Bohaterowie...

La Mala Rodriguez ( Emily Force-Bieber) (lat 25)- Wszystkim znana Emily. Zmieniła imię i nazwisko. Ma małą córeczkę o imieniu Jenifer. Nie wiedziała się od 4 lat z Bieberem. Nie chce ujawnić kto jest ojcem dziecka. Więcej wyjaśnień w 24 rozdziale.
 Jenifer (Jenny) Caroline* Rodriguez ( 3 lata)- Córeczka La Mali.Uwielbia się śmiać i bawić swoim ulubionym misiem. Nie zna swojego ojca. nie lubi chłopaków. Nie wyobraża sobie życia bez mamy. Jest największym skarbem swojej rodzicielki. Urodzona 22 marca. 
______________
Caroline- Na cześć Szarej <33

Rozdział 23

Oczami Emily
Justin właśnie był w łazience. Sprawdzę co on tam wczoraj robił i przy okazji sprawdzę co mam na skrzynce mailowej. Spam, spam, Sindy i kogo ja tu wiedzę... Karolina co ona ode mnie chce. Najpierw przeczytam inne maile a ją zostawię na koniec. Sindy opisała mi swoją randkę z Chrisem i jaki on cudowny o czym dobrze wiedziałam. Otworzyłam wiadomość od Karoliny...
Oczami Justina
Mam nadzieję , że już więcej Karolina tego mi nie wyśle...Oby Emily się nie dowiedziała... Zza drzwi usłyszałem ciche szlochanie. Czemu ona płacze...? Oby nie to...
Nieee... Tylko nie to... Chciałam powiedzieć , że to nieprawda, ale niestety to było prawdą , że Justin mnie zdradzał z tą dziwką...Muszę  stąd uciec i to jak najdalej. Wrócę do Miami i już nigdy nie odezwę się do Justina. Wyszedł z łazienki z przerażoną miną.
-To nie tak jak myślisz...- a co ja myślę? Tylko , że jest zdrajcą i oszustem.
-A co? Że to tylko dobry fotoshop!-zaczęłam pakować moje rzestoczy do walizki.
-Nic nie rozumiesz-próbował mnie dotknąć.
-Nie dotykaj mnie ty ty... #$%!@!
-Chociaż mnie wysłuchaj...
-Nie mam zamiaru słuchać twojej następnej bajeczki-próbował jeszcze raz mnie dotknąć , ale dałam mu z liścia w prawy policzek.
-To za wszystko co mi zrobiłeś...Za każdą łzę , którą przez ciebie wylałam...-wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.
Wsiadłam do jednej z taksówek stojących pod hotelem.
-Na lotnisko proszę...
Gapiłam się na smutny widok Paryża. Padał rzęsisty deszcz. Łzy nadal spływały mi po policzkach. Tyle dla niego straciłam żeby teraz nie mieć nic. Nie był mnie wart...Niech sobie będzie z tą Karoliną i żyją krótko i nieszczęśliwie. Chciałam go zamordować spalić ciało i przed ogniskiem zatańczyć taniec radości.  Potem popełniłabym samobójstwo żebym nie musiała dłużej cierpieć.
-Proszę pani jesteśmy na miejscu-przekazał kierowca.
Wręczyłam mu 50 dolarowy banknot i wyszłam z auta. Udałam się w kierunku wejścia na teren lotniska. W środku było pusto. Nikogo nie było oprócz osób pracujących tutaj. Podeszłam do okienka.
-Poproszę o bilet do Miami...-powiedziałam grzebiąc w portfelu. Będzie mnie stać tylko na ekonomiczną.
-Która klasa?
-Ekonomiczna...
-Przy oknie czy na zewnątrz?
-Przy oknie...
Zapłaciłam za bilet i poszłam w kierunku sali odlotów. Musiałam przejść mnóstwo bramek i prze świetleń. Po 30 minutach byłam w hali odlotów.
-Pasażerowie lotu BSMIA557 proszeni do brami numer 32-rozległ się za chrypnięty kobiecy głos z głośników.
To chyba mój...Tak... Udałam się w kierunku bramki i stanęłam w kolejce. Wyglądałam dość naturalnie stojąc w długim czarnym płaszczu i wszystkich innych rzeczach w tym kolorze klik, ale i tak wszyscy wtykali mnie palcami.
-Czy to nie żona tego Justina Biebera?
-Czemu ona jest sama?
Chciałabym cofnąć czas i być znowu szarą myszką niż wielką celbrtką.
Wreszcie nadeszła moja kolej na odprawę. Po kilku minutach byłam już na pokładzie samolotu. Połowa miejsc w Jumbo-Jetcie była pusta. Miałam miejsce na górnym pokładzie. Pod czas lotu mój humor wcale się nie poprawił tylko pogorszył. Stweardesy się mnie pytały czy czegoś się napiję , albo coś zjem moja odpowiedź zawsze brzmiała nie. Po 10 godzinach lotu byłam już na lotnisku w Miami. Mój bagaż jak zwykle musiał być ostatni. Kiedy wyszłam z budynku poczułam wilgotne powietrze na mojej skórze. Zdjęłam płaszcz i włożyłam do torby. Udałam się w kierunku przystanku autobusowego. Co mi tam nie jestem księżniczką , że nie mogę jeździć komunikacją miejską. Usiadłam na jednym z krzeseł stojących przy ścianie. Patrzyłam na turystów,którzy strasznie się pocili. Pewnie są tutaj pierwszy raz.. Popatrzyłam na nadjeżdżający autobus... Co tam jest napisane... Kiedy stał już na podjeździe dopiero zobaczyła , że to bus J do którego miałam wsiąść. Usiadłam na samym końcu autobusu. Siedziałam pomiędzy grubym murzynem a skejtem od którego strasznie jechało potem. Po godzinnej jeździe wysiadłam na moim przystanku. Teraz do domu rodziców mam 2 przecznice Po 5 minutach byłam pod moim rodzinnym domem. Nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła mi moja rodzicielka.
-Emily to ty?-zapytała robiąc dziwną minę
-Tak to ja...A co w tym dziwnego...?
-Powinnaś być w podróży poślubnej...Co się stało?-i wtedy do oczu napłynęły mi łzy.-Choć zrobię ci gorącej czekolady i mi wszystko opowiesz.
Potwierdzają co kiwnęłam głową i poszłam do kuchni. Dostałam kubek gorącego czekoladowego płynu -Mamoo...On mnie..-nie chciało mi przejść przez gardło.
-Co on cię...?
-Zdradzał... Z tą ze ślubu...-parę łez wpadło do kubka
-Nie był ciebie wart kochanie-pocieszała mnie.
-Może , ale ja go kochałam...
-Uspokój się...Wszystko będzie dobrze...
W ciszy wypiłam czekoladę.
-Mogę iść do swojego pokoju?-zapytałam biorąc walizkę.
-Oczywiście...
Swój tobołek postawiłam obok szafy i położyłam się na łóżku. Cały czas miałam przed oczami zdjęcia Justina i Karoliny leżących w łóżku...Tam gdzie my spaliśmy... Wymarz z pamięci wszystkie chwile, które z nim spędziłaś...Zwinęłam się w kłębek i nie wiadomo kiedy zasnęłam.
Śniło mis się jak oni.... Nie myśl o tym...
-Emily masz gościa!!!-zawoła mama
Ciekawe kto to... Zeszłam na dół i ujrzałam mojego byłego.. Był to Drew..

-Emily...?
-Tak?
-Chcesz odnowić naszą przyjaźń?
Co ja mam odpowiedzieć...Z jednej strony nadal go nienawidziłam a z drugiej potrzebowałam przyjaciela...
***
Wybaczam wam 9 komentarzy...Ja chcę już dodać 24 :D Wg mnie jest Zajebisty. Taki smutny i wgl. Szaruś dziękuję bardzo i jeszcze bardziej...Nie da się opisać jak tobie dziękuję za to. Jesteś naj koFańszą osobą pod słońcem...Następny rozdzialik będzie z dedykiem dla ciebie <33 
Kocham was <33 (wszystkie!!!)
Ma tu być przynajmniej 20 komci :*