30 sierpnia 2010

Rozdział 26

Rozdział 26
Rozdział z dedykacją dla leżącej w szpitalu Martyny :*. Wracaj w trybie ekspresowym do zdrowia :*
Oczami Justina
Siedziałem na sofie i oglądałem nasze spólne zdjęcia...Wtedy byliśmy jeszcze dzieciakami , które przeżywały zauroczenie a nie wielką miłość... Chciałbym cofnąć czas...I wszystko co było złe naprawić... Pamiętam ten dzień jak 7 lat temu się poznaliśmy... Czemu nie może być tak jak wtedy... Beztrosko bez żadnych zobowiązań... Wyrzeczeń... Kłótni... Żaden związek nie jest idealny... Może kiedyś mi wybaczy ten wieczór kawalerski... Byłem pijany a ona to wykorzystła. Zacisnąłem ręce w pięść i przy tym rozwaliłem szklankę z czystego kryształu. Nic z tego sobie nie robiłem. To tylko głupi przedmiot... Nic wielkiego... Wyszedłem przed dom i wsiadłem za kierownicę swojego samochodu...fakt , że jeżdżę Ferrari z limitowanej serii wcale mnie nie pocieszał...Nie mam nastu lat żeby to mnie kręciło..Oddałbym moje samochody, dom i wszystko co mam tylko żeby Emily wyzdrowiała. Próbowałem się przedrzeć przez zatłoczone ulice Miami. Dawno nie widziałem takiego korka... Włączyłem radio żeby nie było nudno... Leciały właśnie wiadomości.
-Wczoraj latynoska piosenkarka Mala Rodriguez miała wypadek przy 78 Ave...-przecież Emily wczoraj się tam rozbiła...- W tej chwili leży w szpitalu w ciężkim stanie od 15 godzin.
Oczami Emily
Leżałam bezwłdnie na łóżku. Próbowałam się obudzić, ale powieki nie chciały się nawet uchylić. Gdybym mogła ruszać palcami na siłę bym je otworzyła tak jak Sindy mi robiła jak nie chciałam wstać z łóżka. Wolałabym z kimś tu siedzieć i wyczuwać jego obecność. Usłyszałam jak ktoś otwiera skrzypiące drzwi i siada na krzesełku obok mojego łóżka. Zaczął cicho grać na gitarze...Skądś znam tą melodie tylko skąd... Kiedy wstęp piosenki się skończył usłyszałam głos Justina...
It feels like we’ve been out at sea
So back and forth that’s how its seems
Whoa and when I want to talk
you say to me
That if its meant to be, it will be
So crazy in this thing we call love
The love that we got that we just cant give up
I’m reaching out for you tell me
out here in the water and I)

I’m overboard and I need your love
Pull me up
I cant swim on my own
Its to much
Feels like I’m drowning without your love
So throw yourself out to me
My life saver
Life saver
Oh life saver
My life saver
Life saver
Oh life saver oh wow

Never understand you when you say
Wanting me to met you half way.
Felt like I was doing my part
Get bringing your coming up short
Funny how these thing change
Cause now I see


So crazy in this love we call love
and now that we got it
we just can’t give up
I’m reaching out for ya
Got me out here in the water and I

I’m overboard
And I need your love
Pull me up (Pull me up)
I can’t swim on my own
Its to much (It’s to much)
Feels like I’m drowning without your love
So throw yourself out to me
My life saver

It’s supposed to be some give and take I know.
Your only taking and not given any more
So what will I do? (So what will I do?)
Cause I still love you. (Still love you Baby)
You’re the only one who can save me


I’m overboard
And I need your love
Pull me up (Pull me up)
I cant swim on my own
Its to much (Its to much)
Feels like I’m drowning (Im drowning baby I’m drowning)without your love
So throw yourself out to me (Can’t swim)
My life saver
Life saver
Oh life saver
My life saver
(Its crazy, crazy crazy, yeah) Life saver
Oh life saver
Oh life saver
Oh life saver
Oh life saver
Yeah
Była to nasza piosenka o , której prawie zapomniałam. Tak jak o wszystkim innym co z nim związane...
-Emily jeśli mnie słyszysz... Po co ja to mówię i tak mnie nie słyszysz...-ja cię słyszę głupku! Gadaj , bo cię zabije!
Zebrałam powietrze w płucach , ale z mojego gardła wydobyły się same samogłoski.
-Emily ty żyjesz?!-zapytał głaskając mój policzek.
Ponowna próba czegoś powiedzenia powiodła się przedłużonym tak.
-Czy ja śnie?-uszczypnął się.
Z trudem pokiwałam przecząco głową.
-Zawołam lekarzy...-wybiegł z pokoju szpitalnego.
Zostałam znowu sama jak palec i to u lewej nogi. Potrafiłam coś z siebie wydusić , ale otworzyć oczy jeszcze nie. Były zrobione z ołowiu czy co? Do pokoju musiało wejść kilka osób , bo zrobiło się strasznie głośno.
-Pani Rodriguez...Słyszy mnie pani?-zapytał lekarz święcąc mi po oczach małą latarką.
-Raczej Force...-poprawiał go Justin
-W prawo jazdy ma Rodriguez...Pewnie pan ją z kimś pomylił...
- Nie w 100% to ona...Emily o co chodzi?
- Po tym jak się rozstaliśmy...- z trudnością podniosłam się na rękach.- Postanowiłam zmienić imię i nazwisko na La Mala Rodriguez. Stąd to nieporozumienie...
Tylko kiwnął głową i lekarze wyprosili go z sali. Znowu wstrzykneli mi znieczulenie , więcej już nie pamiętałam.
Oczami Justina
Znowu mi ją zabrali... Zostałem sam na szpitalnym korytarzu. Gapiłem się w czubki moich butów. Mijały godziny a ja nie wiedziałem co ze sobą robić. Chodziłem w tą i z powrotem. Emily nadal leżała na stole operacyjnym... Przecież już była zdrowa albo mi się wydaję. Może jednak coś poważniejszego... Z Sali gdzie była operowana Mily wyszła pielęgniarka. Nie myśląc podbiegłem do niej.
-Jak ona się czuje?
-Są jakieś komplikacje , ale mam nadzieję , że operacja przebiegnie bez zakłóceń. Przepraszam Pana , ale muszę jeszcze zająć się innymi pacjentami-i poszła w kierunku windy.
A co jeśli lekarze coś spieprzą... Łza spłynęła mi po policzku a za nią następna i następna. Nigdy nie uważałem się za twardziela w tej sprawie. Usiadłem na plastikowym krześle przy ścianie i zamknąłem oczy. Przed oczami ukazały mi się chwile spędzone z Emily...Te złe i te dobre. W pamięci bardziej utrwaliły mi się złe chwile te dobre też pamiętałem a szczególnie jedną...Jedno słowo , które zmieniło całe moje życie...Wypowiedziane z głębi serca. Bez żadnego zająknięcia błądzenia wzroku...Najszczersze słowo wypowiedziane przez Emily..."Tak"
***
Dzień beznadziejny więc rozdział tak samo. Z chęcią użyłabym żyletki bez wachania, ale tego wam nie zrobię. Jak mi się nie chce iść do szkoły a matka każde mi jeszcze powtarzać materiał 4-6 , bo jak przyjdę do szkoły to nic nie będę umieć. Ja nie wiem ile jest 2x2...Ktoś pomoże? No dobra wiem to jest bezapelacyjne 6 ^^ Jestem KujoUFOludkiem :D Jak wiecie jest konkurs na najlepsza parodię. Na razie zgłosiła się tylko 1 uczestniczka. I dla niej brawa , że się odważyła :). Co do mojego 2 bloga...Nie mam kompletnie czasu jak starzy każą zrobić to tamto i owanto. umyj podłogę, posprzątaj na biurku, powtórz materiał...K**** ja nie chcę być następnym kujonem w rodzinie =.=
Idę do oazy spokoju ( czy. komixxy.pl)...
Następny jak będzie 26 komci..Anonimki podpisujcie się...Ploose

Konkurs na najlepszą parodię

Mam humor na parodie więc ogłaszam konkurs na parodię mojego opowiadania.
Może być to albo nagrane i wrzucone na YouTube.com albo napisane w formie pisemnej.
Możecie zrobić parodię całego opowiadnia albo jednego rozdziału.
Ma być śmieszne i to bardzo.
Orginalne teksty miło widziane.
Czas macie do 5.09 (niedziela).
Nagrodą jest 25 sd polecenie czego tam chcecie.
Przewidzine wyróżnienie albo nawet dwa 5 sd i polecenie czego tam chcecie.
Prace wysyłajcie na mój emali emcioszek@gmail.com
Miłego parodiowania :*
PS: Jeśli chcecie filmik a nie macie aktorów to polecam skarpetki ^^
Brakuje kilku komentarzy pod rozdziałem a mam już napisany.
Buuzia :*

28 sierpnia 2010

Rozdział 25

Rozdział 25
Oczami Justina
Patrzyłem się to na twarz Jenny. Przy Em cały czas lekarze się kręcili więc nie mogłem jej ujrzeć . Jenn siedziała na moich kolanach , bo lekarze nic jej się nie stało , bo miła dobry fotelik. Gdzie ja kurwa byłem jak ona się urodziła...?! Gdzie ja byłem kiedy stawiała pierwszy krok, powiedziała pierwsze słowo...? Muszę to wszystko jej wynagrodzić. Nie zostawię ich teraz samych. Nie opuszczę ich na krok. Lekarze nerwowo wykonywali coś przy Mily. Musisz żyć rozumiesz?! Nie możesz tak po prostu odejść! Nie zostawiaj nas!
-Cio się stało mamusi?-zapytała Jenifer
W odpowiedzi mocniej ją przytuliłem. Uśmiechnęła się i ujrzałem jej słodkie dołeczki... Była tak podobna do swojej mamy i do... mnie. Oczy miała i uśmiech po Em. Po mnie miała włosy i dołeczki, a przynajmniej mi się tak zdawało. Dała mi buziaka w policzek.
-Lubie cię...-wyszeptała
-Ja ciebie kocham-powiedziałem całując w czubek głowy.
Zasnęła w moich ramionach. Tyle wrażeń jak na jeden dzień. Śpij, śpij dziecinko. Byliśmy już pod budynkiem pogotowia. Emily gdzieś zabrali a mi kazali czekać. Potem jeszcze odebrali mi Jenny. Cały czas ktoś do mnie podchodził i prosił o autograf.Sława mi powoli się nudziła. Chciałbym znowu być zwykłym chłopakiem , który wychodzi na deskę bez żadnych zaczepek fanek. Mój telefon cały czas wibrował. Nie miałem ochoty użerać się z Usherem. Sprawdzę tylko kto dzwoni. Chris... Może jednak odbiorę.
-Justin..?! Wiesz gdzie jest Emily? Sindy strasznie się o nić martwi miały się spotkać godzinę temu...
-Jest w szpitalu...Dlaczego nic nie mówiłeś , że ma dziecko?!
-Prosiła mnie żebym nic tobie nie mówił o Jenn...Jak to w szpitalu?!
-Miała wypadek...
-W , którym szpitalu jesteście...?
-Ten co znajduję się obok Adventury...Nazwy nie pamiętam. ..
-Za godzinę będziemy...-rozłączył się a ja usiadłem na jednym z plastikowych krzeseł.
Mój najlepszy przyjaciel wiedział a ja nie... Musiało ją mocno boleć po tej feralnej nocy... Jakiś lekarz wyszedł z Sali gdzie leżała moja kochana Emily.
-Jak ona się czuję?-podszedłem do faceta.
-Jest bardzo źle , ale może pan ją odwiedzić...-wszedłem do sali siadając na krześle przy łóżku.
Oczami Emily ( kilka minut wcześniej)
Chciałam otworzyć oczy , ale nie mogłam. Spróbuje jeszcze raz choć wątpię jeśli , że za 50 razem się nie udało to co dopiero teraz. Niestety się nie udało. Słyszałem jakieś głosy , ale żadnego z nich nie rozpoznawałam. Ktoś coś mi podłączał i odłączał. Na myśl o kroplówkach zbierało mi się na wymioty... Gdzie jest Jenny? Nie wyczuwałam jej moim matczynym instyktem. Do Sali w , której leżałam ktoś wszedł. Usiadł obok mnie i gładził mnie po wierzchu dłoni. Na mojej lodowatej skórze wyczuwałam ciepłe krople. Ktoś płacze... Tylko kto...
-Panie doktorze czy ona z tego wyjdzie?-dopiero teraz rozpoznałam głos Biebera.
-Nie jestem w stanie tego dokładnie określić , ale nie ma cienia szansy , że ona z tego wyjdzie ...Chyba , że... zdarzyłby się cud...
Czułam coraz więcej łez na mojej skórze. Chciałam mu powiedzieć , że jeszcze żyje , ale nie mogłam. Błagam żeby zdarzył się cud i żebym ozdrowiała.
-Emily...Jeśli mnie słyszysz chciałbym ci obiecać , że zajmę się Jenny... I cię kocham i nigdy nie przestanę...Przysięgałem ci miłość do końca życia i obietnicy do trzyma...-wyszedł z pokoju zostawiając pocałunek na moich wargach.
Usłyszałam płacz Jenifer i głosy Chrisa i Sindy. Co oni tu robią? Po stukaniach obcasów poznałam , że Sindy do mnie podchodzi.
-Em proszę obudź się...Nie zostawiaj mnie samej... Komu będę się wygadywać... Nie umieraj w tak młodym wieku...jeszcze całe życie przed tobą... Jenny potrzebuje matki... Nikt ciebie nie zastąpi...-czułam teraz jej łzy na mojej skórze.
Chciałam jej przekazać , że ja żyję , ale nie mogłam... Wszystko bym oddała żeby tylko przeżyć...
-Przepraszam państwa , ale musimy panią Rodriguez zabrać na operacje-powiedział lekarz.
Dostałam znieczulenie i nic więcej nie pamiętam...
Oczami Justina
Emily zabrali na operację a ja musiałem siedzieć bezczynnie czekając. Usłyszałem płacz dziecka. Nic dziwnego jesteśmy w szpitalu. I wtedy wyszedł szczęśliwy facet trzymając noworodka na rękach. Co ja bym oddał żebym był wtedy przy porodzie... Poczułem czyjś dotyk na moim ramieniu.
-Stary wszystko będzie dobrze...-pocieszał mnie mój kumpel.
-Dlaczego nic mi n ie mówiłeś ,że ona ma dziecko?
-Prosiła żebym nic nie mówił...Dotrzymałem tajemnicy... Teraz tego żałuje...
Z jednego z pokoi wyszła pielęgniarka z Jenifer Caroline na rękach.Podbiegłem do niej i wziąłem małą na ręce.
-Z nią jest wszystko w porządku...-powiedziała pielęgniarka.
Odeszła i zostałem z małą na rękach na środku korytarza. Podeszła do mnie Sindy...
-Ja się nią zaopiekuję...Obiecałam to Emily będąc przy porodzie...-chciała mi odebrać Jenny.
-Jeszcze chwilę...Muszę się z nią pożegnać ... Jenfier bardzo cię kocham i nigdy o tobie nie zapomnę...
Mała uśmiechnęła się i znowu ujrzałem jej słodkie dołeczki , ale potem Sindy mi ją zabrał i wyszła z Chrisem ze szpitala. Stałem jak debil na środku korytarza. Cały czas ktoś mnie mijał albo machał rękami przed oczami i pytał się czy wszystko w porządku , ale ja nadal stałem. Mijały godziny a ja nawet nie drgnąłem.W końcu przyszedł lekarz i kazał mi wracać do domu. Kończyła się godzina więc i tak musiałem już wracać do domu. Zadzwoniłem po taksówkę i po 30 minutach byłem w domu...
***
Jest 25 ^^ Następny jak będzie tu 25 komci...Ta wredota ze mnie. Wczoraj miałam beznadziejny dzień =.= Szaruś mogłabś się na mnie jeszcze pogniewać , rozdziały byłyby lepsze :D Dziękuję Mooni i Szarej , że mnie pocieszałście :*
Buuuzia

27 sierpnia 2010

Rozdział 24 - jeszcze raz dodany

Rozdział z dedykacją dla Szarej :*
4 lata później
Tak naprawdę dopiero teraz zaczęłam żyć. Co prawda wychowuję bachora Biebera, ale jest w porządku. Jestem sama I jest mi z tym dobrze... On nawet nie wie , że ma ze mną dziecko. Nagrałam własną płytę w języku hiszpańskim i zaśpiewałam jedną piosenkę z Nelly Furtado. Moje życie różni się od tamtego feralnego roku w którym wzięłam ślub z Bieberem. W urzędzie zmieniłam imię i nazwisko żeby nikt mnie nie rozpoznawał na La Mala Rodriguez. Tylko przyjaciele i rodzina wie o tym. Dzisiaj obiecałam mojej kochanej córeczce , że znajdę dla niej czas i pójdziemy do parku na plac zabaw.
-Jenny gotowa?-zapytałam wchodząc do pokoju mojej małej księżniczki
-Jeszcze momencik mamusiu...-są plusy bycia mamą. Uwielbiałam jak nazywała mnie mamusią albo mami.
-Ja będę czekać na dole-przekazałam Jenifer.
Nie wiadomo dlaczego nazwałam ją Jenifer Caroline Rodriguez. Moja prababcia miała na imię Caroline i ta suka... Zapomnij o niej ona i on już dla ciebie nie istnieją.
-Maminko ja gotowa...Idziemy-jak ona już wyraźnie mówiła jak na 3 latkę.
Pobiegłyśmy za ręce do samochodu. W drodze do parku cały czas się śmiałyśmy i śpiewałyśmy moje piosenki. Po 30 minutowej drodze byliśmy na miejscu. Po drodze kupiliśmy lody czekoladowe.
-Mamusiu możemy pójść na huśtawki?
-Biegnij ja cię potem dogonię-powiedziałam patrząc jak biegnie w stronę placu zabaw.
Podeszło do mnie kilku kubańskich fanów. Zasłonili mi widok na mój skarb. Usłyszałam jakiś krzyk dziecka pobiegłam w stronę placu zabaw. Nie miałam już takiej dobrej kondycji jak sprzed 4 laty. Ledwo dobiegłam do placu zabaw.
-Janny! Jenny?!-wołałam jak głupia. Nagle płacz ucichł.
Gdzie ona jest? Poszłam w stronę huśtawki.
Oczami Justina( kilka minut wcześniej)
Nie wiem po co przyszedłem do parku. Po prostu mnie tknęło. Udałem się w stronę placu zabaw żeby popatrzeć na szczęśliwe minki bawiących się dzieci. Usiadłem na ławce i przypatrywałem się małej słodkiej dziewczynce. Kogoś mi przypominała tylko kogo? Dziewczynka się przewróciła i zaczęła płakać. Podbiegłem do niej i ją pocieszyłem.
-Nic ci się nie stało? Gdzie jest twoja mama albo tata...?-zapytałem przytulając małą.
-Mamaa...jest tiam...a tatusia nie mam-mówiła przez łzy. Dotknęła swoją pulchną rączką mojego policzka.
Nad nami pojawiła się wysoka kobieta, nie wiedziałem jej rysów zbyt dobrze , bo stała pod słońce.
-Od czep się od mojego dziecka!-odepchnęła mnie i przytuliła skądś znaną dziewczynkę.
Dopiero teraz ujrzałem twarz matki. Była to ona. Poszukiwałem ją od 4 lat , ale bez skutku. Moja Emily...
Oczami Emily
Jak on śmie się tutaj pokazywać? Jest pedofilem , że obserwuje niewinne dzieci?!
-Mamusia jest przy tobie...Nic już ci się nie stanie...-szeptałam do ucha Jenny.
Wzięłam ją na ręce a ona objęła mnie swoimi rączkami moją szyję.
-Kim jest ten pan?-wyszeptała pytanie mi do ucha.
-Nie ważne...
-Ile ona ma?
-3 lata.I nazywa się Jenifer Caroline Rodriguez.
-Czy to nie nasze...
-Tak twoje-powiedziałam udając się do wyjścia z parku.
-Czemu nic nie mówiłaś...
-Nie będę niszczyła ci kariery i związku z tą...tą...Karoliną-ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
-Ja z nią nie jestem w związku...Nawet nie mam z nią kontaktu... Widzimy się tylko na galach...-wsadziłam małą do fotelika w samochodzie.
Chciałam wsiąść do samochodu , ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapskami!-wydarłam się
-Porozmawiaj ze mną...Proszę...-gapił się na mnie czekoladowymi oczami.
-Na mnie to już nie działa-wsiadłam do samochodu i wcisnęłam gaz.
Pędziłam przez miasto ponad 200 km/h i cały czas prędkość się zwiększała. Miałam łzy w oczach. Nie zwracałam uwagi czy jest czerwone czy zielone aż w pewnym momencie...
Oczami Justina
Jak mogłem coś takiego zrobić Emily... Jak mogłem... Kompletny debil. Waliłem głową w drzwi samochodu. Usłyszałem jakiś huk i pisk opon. Wsiadłem i udałem się w kierunku skąd słyszałem wybuch. Zrobił się straszny korek więc wysiadłem z samochodu i pobiegłem na miejsce wypadku. Ujrzałem rozbity samochód. Musiał ktoś pędzić żeby tak się rozwalić. W środku było kilka osób. Zadzwoniłem na 112. Pobiegłem 100 metrów dalej i ujrzałem zakrwawione ciała Emily i Jenny. Chciałem rozwalić drzwi i je stamtąd wyciągnąć. Jakiś facet mnie powstrzymywał , ale ja musiałem je uratować. Niestety byłem zbyt słaby żeby wywarzyć drzwi. Łzy spływały mi po policzkach nadal siłowałem się z drzwiami auta. Nadal to nic nie dawało. Jkiś wielki murzyn mi pomógł i drzwiczki wreszcie się otworzyły. Wyjąłem zakrwawione ciało Em zza kierownicy a ogromny mulat zajął się tylnymi drzwiami gdzie siedziała małą Jenifer. Była jeszcze żywa. Gorzkie łzy spływały po jej policzkach.
-Ty żyjesz-!wziąłem ją na ręce i przytuliłem
Podbiegł do mnie facet.
-Jestem lekarzem... Są tu jakieś ranne osoby?
Wskazałem na zakrwawione ciało Mily. Kręcił się przy niej a ja się na niego gapiłem jak jakiś debil. Dopiero teraz dotarło pogotowie. Wzięli małą i Em do karetki.
-Pan z rodzinny?-zapytał ratownik
-Tak-odpowiedziałem bez zastanowienia. Wsiadłem do ambulansu i pojechaliśmy do szpitala.
***
Dodałam ponownie 24 ,bo już kilka osób się do mnie zgłosiło , że się nie wyświetla. Tam jest 14 komci to tu musicie zrobić jeszcze 8.
Jest 24 gdyby doliczyć komcie jeszcze pod bohaterami to wyszło by te 20 komci ^^
Pewnie się zastanawiacie się czemu dodałam te buttony... jest taki konkurs na oficjalnej stronie serii z fajową nagrodą i ciężko się było mi oprzeć... Napisałam już następny więc wszystko zależy od was ma tu być 22 komentarze inaczej nici z następnego...
Buuzia <33

25 sierpnia 2010

Rozdział 24


Rozdział z dedykacją dla Szarej <33 
4 lata później
Tak naprawdę dopiero teraz zaczęłam żyć. Co prawda wychowuję bachora  Biebera, ale jest w porządku. Jestem sama I jest mi z tym dobrze... On nawet nie wie , że ma ze mną dziecko. Nagrałam własną płytę w języku hiszpańskim i zaśpiewałam jedną piosenkę z Nelly Furtado. Moje życie różni się od tamtego feralnego roku w którym wzięłam ślub z Bieberem. W urzędzie zmieniłam imię i nazwisko żeby nikt mnie nie rozpoznawał na La Mala Rodriguez. Tylko przyjaciele i rodzina wie o tym. Dzisiaj obiecałam mojej  kochanej córeczce , że znajdę dla niej czas i pójdziemy do parku na plac zabaw.
-Jenny gotowa?-zapytałam wchodząc do pokoju mojej małej księżniczki
-Jeszcze momencik mamusiu...-są plusy bycia mamą. Uwielbiałam jak nazywała mnie mamusią albo mami.
-Ja będę czekać na dole-przekazałam Jenifer.
Nie wiadomo dlaczego nazwałam ją Jenifer Caroline Rodriguez. Moja prababcia miała na imię  Caroline i ta suka... Zapomnij o niej ona i on już dla ciebie nie istnieją.
-Maminko ja gotowa...Idziemy-jak ona już wyraźnie mówiła jak na 3 latkę.
Pobiegłyśmy za ręce do samochodu. W drodze do parku cały czas się śmiałyśmy i śpiewałyśmy moje piosenki. Po 30 minutowej drodze byliśmy na miejscu. Po drodze kupiliśmy lody czekoladowe.
-Mamusiu możemy pójść na huśtawki?
-Biegnij ja cię potem dogonię-powiedziałam patrząc jak biegnie w stronę placu zabaw.
Podeszło do mnie kilku kubańskich fanów. Zasłonili mi widok na mój skarb. Usłyszałam jakiś krzyk dziecka pobiegłam w stronę placu zabaw. Nie miałam już takiej dobrej kondycji jak sprzed 4 laty. Ledwo dobiegłam do placu zabaw.
-Janny! Jenny?!-wołałam jak głupia. Nagle płacz ucichł.
Gdzie ona jest? Poszłam w stronę huśtawki.
Oczami Justina( kilka minut wcześniej)
Nie wiem po co przyszedłem do parku. Po prostu mnie tknęło. Udałem się w stronę placu zabaw żeby popatrzeć na szczęśliwe minki bawiących się dzieci.  Usiadłem na ławce i przypatrywałem się małej słodkiej dziewczynce. Kogoś mi przypominała tylko kogo? Dziewczynka się przewróciła i zaczęła płakać. Podbiegłem do niej i ją pocieszyłem.
-Nic ci się nie stało? Gdzie jest twoja mama albo tata...?-zapytałem przytulając  małą.
-Mamaa...jest tiam...a tatusia nie  mam-mówiła przez łzy. Dotknęła swoją pulchną rączką mojego policzka.
Nad nami pojawiła się wysoka kobieta, nie wiedziałem jej rysów zbyt dobrze , bo stała pod słońce.
-Od czep się od mojego dziecka!-odepchnęła mnie i przytuliła skądś znaną dziewczynkę.
Dopiero teraz ujrzałem twarz matki. Była to ona. Poszukiwałem ją od 4 lat , ale bez skutku.  Moja Emily...
Oczami Emily
Jak on śmie się tutaj pokazywać? Jest pedofilem , że obserwuje niewinne dzieci?!
-Mamusia jest przy tobie...Nic już ci się nie stanie...-szeptałam do ucha Jenny.
Wzięłam ją na ręce a ona objęła mnie swoimi rączkami moją  szyję.
-Kim jest ten pan?-wyszeptała pytanie mi do ucha.
-Nie ważne...
-Ile ona ma?
-3 lata.I nazywa się Jenifer Caroline Rodriguez.
-Czy to nie nasze...
-Tak twoje-powiedziałam udając  się do wyjścia z parku.
-Czemu nic nie mówiłaś...
-Nie będę niszczyła ci kariery i związku z tą...tą...Karoliną-ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
-Ja z nią nie jestem w związku...Nawet nie mam z nią kontaktu... Widzimy się tylko na galach...-wsadziłam małą do fotelika w samochodzie.
Chciałam wsiąść do samochodu , ale on złapał mnie za nadgarstek.
-Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapskami!-wydarłam się
-Porozmawiaj ze mną...Proszę...-gapił się na mnie czekoladowymi oczami.
-Na mnie to już nie działa-wsiadłam do samochodu i wcisnęłam gaz.
Pędziłam przez miasto ponad 200 km/h i cały czas prędkość się zwiększała. Miałam łzy w oczach. Nie zwracałam uwagi czy jest czerwone czy zielone aż w pewnym momencie...
Oczami Justina
Jak mogłem coś takiego zrobić Emily... Jak mogłem... Kompletny debil. Waliłem głową w drzwi samochodu.   Usłyszałem jakiś huk i pisk opon. Wsiadłem i udałem się w kierunku skąd słyszałem wybuch. Zrobił się straszny korek więc wysiadłem z samochodu i pobiegłem na miejsce wypadku. Ujrzałem rozbity samochód. Musiał ktoś pędzić żeby tak się rozwalić. W środku było kilka osób. Zadzwoniłem na 112. Pobiegłem 100 metrów dalej i ujrzałem zakrwawione ciała Emily i Jenny. Chciałem rozwalić drzwi i je stamtąd wyciągnąć. Jakiś facet mnie powstrzymywał , ale ja musiałem je uratować. Niestety byłem zbyt słaby żeby wywarzyć drzwi.  Łzy spływały mi po policzkach nadal siłowałem się z drzwiami auta. Nadal to nic nie dawało. Jkiś wielki murzyn mi pomógł i drzwiczki wreszcie się otworzyły. Wyjąłem zakrwawione ciało Em zza kierownicy a ogromny mulat zajął się tylnymi drzwiami gdzie siedziała małą Jenifer. Była jeszcze żywa. Gorzkie łzy spływały po jej policzkach.
-Ty żyjesz-!wziąłem ją na ręce i przytuliłem  
Podbiegł do mnie facet.
-Jestem lekarzem... Są tu jakieś ranne osoby?
Wskazałem na zakrwawione ciało Mily. Kręcił się przy niej a ja się na niego gapiłem jak jakiś debil. Dopiero teraz dotarło pogotowie. Wzięli małą i Em do karetki.
-Pan z rodzinny?-zapytał ratownik
-Tak-odpowiedziałem bez zastanowienia. Wsiadłem do ambulansu i pojechaliśmy do szpitala. 
***
Jest 24 gdyby doliczyć komcie jeszcze pod bohaterami to wyszło by te 20 komci ^^
Pewnie się zastanawiacie się  czemu dodałam te buttony... jest taki konkurs na oficjalnej stronie serii z fajową nagrodą i ciężko się było mi oprzeć... Napisałam już następny więc wszystko zależy od was ma tu być 22 komentarze inaczej nici z następnego...
Buuzia <33

24 sierpnia 2010

Bohaterowie...

La Mala Rodriguez ( Emily Force-Bieber) (lat 25)- Wszystkim znana Emily. Zmieniła imię i nazwisko. Ma małą córeczkę o imieniu Jenifer. Nie wiedziała się od 4 lat z Bieberem. Nie chce ujawnić kto jest ojcem dziecka. Więcej wyjaśnień w 24 rozdziale.
 Jenifer (Jenny) Caroline* Rodriguez ( 3 lata)- Córeczka La Mali.Uwielbia się śmiać i bawić swoim ulubionym misiem. Nie zna swojego ojca. nie lubi chłopaków. Nie wyobraża sobie życia bez mamy. Jest największym skarbem swojej rodzicielki. Urodzona 22 marca. 
______________
Caroline- Na cześć Szarej <33

Rozdział 23

Oczami Emily
Justin właśnie był w łazience. Sprawdzę co on tam wczoraj robił i przy okazji sprawdzę co mam na skrzynce mailowej. Spam, spam, Sindy i kogo ja tu wiedzę... Karolina co ona ode mnie chce. Najpierw przeczytam inne maile a ją zostawię na koniec. Sindy opisała mi swoją randkę z Chrisem i jaki on cudowny o czym dobrze wiedziałam. Otworzyłam wiadomość od Karoliny...
Oczami Justina
Mam nadzieję , że już więcej Karolina tego mi nie wyśle...Oby Emily się nie dowiedziała... Zza drzwi usłyszałem ciche szlochanie. Czemu ona płacze...? Oby nie to...
Nieee... Tylko nie to... Chciałam powiedzieć , że to nieprawda, ale niestety to było prawdą , że Justin mnie zdradzał z tą dziwką...Muszę  stąd uciec i to jak najdalej. Wrócę do Miami i już nigdy nie odezwę się do Justina. Wyszedł z łazienki z przerażoną miną.
-To nie tak jak myślisz...- a co ja myślę? Tylko , że jest zdrajcą i oszustem.
-A co? Że to tylko dobry fotoshop!-zaczęłam pakować moje rzestoczy do walizki.
-Nic nie rozumiesz-próbował mnie dotknąć.
-Nie dotykaj mnie ty ty... #$%!@!
-Chociaż mnie wysłuchaj...
-Nie mam zamiaru słuchać twojej następnej bajeczki-próbował jeszcze raz mnie dotknąć , ale dałam mu z liścia w prawy policzek.
-To za wszystko co mi zrobiłeś...Za każdą łzę , którą przez ciebie wylałam...-wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.
Wsiadłam do jednej z taksówek stojących pod hotelem.
-Na lotnisko proszę...
Gapiłam się na smutny widok Paryża. Padał rzęsisty deszcz. Łzy nadal spływały mi po policzkach. Tyle dla niego straciłam żeby teraz nie mieć nic. Nie był mnie wart...Niech sobie będzie z tą Karoliną i żyją krótko i nieszczęśliwie. Chciałam go zamordować spalić ciało i przed ogniskiem zatańczyć taniec radości.  Potem popełniłabym samobójstwo żebym nie musiała dłużej cierpieć.
-Proszę pani jesteśmy na miejscu-przekazał kierowca.
Wręczyłam mu 50 dolarowy banknot i wyszłam z auta. Udałam się w kierunku wejścia na teren lotniska. W środku było pusto. Nikogo nie było oprócz osób pracujących tutaj. Podeszłam do okienka.
-Poproszę o bilet do Miami...-powiedziałam grzebiąc w portfelu. Będzie mnie stać tylko na ekonomiczną.
-Która klasa?
-Ekonomiczna...
-Przy oknie czy na zewnątrz?
-Przy oknie...
Zapłaciłam za bilet i poszłam w kierunku sali odlotów. Musiałam przejść mnóstwo bramek i prze świetleń. Po 30 minutach byłam w hali odlotów.
-Pasażerowie lotu BSMIA557 proszeni do brami numer 32-rozległ się za chrypnięty kobiecy głos z głośników.
To chyba mój...Tak... Udałam się w kierunku bramki i stanęłam w kolejce. Wyglądałam dość naturalnie stojąc w długim czarnym płaszczu i wszystkich innych rzeczach w tym kolorze klik, ale i tak wszyscy wtykali mnie palcami.
-Czy to nie żona tego Justina Biebera?
-Czemu ona jest sama?
Chciałabym cofnąć czas i być znowu szarą myszką niż wielką celbrtką.
Wreszcie nadeszła moja kolej na odprawę. Po kilku minutach byłam już na pokładzie samolotu. Połowa miejsc w Jumbo-Jetcie była pusta. Miałam miejsce na górnym pokładzie. Pod czas lotu mój humor wcale się nie poprawił tylko pogorszył. Stweardesy się mnie pytały czy czegoś się napiję , albo coś zjem moja odpowiedź zawsze brzmiała nie. Po 10 godzinach lotu byłam już na lotnisku w Miami. Mój bagaż jak zwykle musiał być ostatni. Kiedy wyszłam z budynku poczułam wilgotne powietrze na mojej skórze. Zdjęłam płaszcz i włożyłam do torby. Udałam się w kierunku przystanku autobusowego. Co mi tam nie jestem księżniczką , że nie mogę jeździć komunikacją miejską. Usiadłam na jednym z krzeseł stojących przy ścianie. Patrzyłam na turystów,którzy strasznie się pocili. Pewnie są tutaj pierwszy raz.. Popatrzyłam na nadjeżdżający autobus... Co tam jest napisane... Kiedy stał już na podjeździe dopiero zobaczyła , że to bus J do którego miałam wsiąść. Usiadłam na samym końcu autobusu. Siedziałam pomiędzy grubym murzynem a skejtem od którego strasznie jechało potem. Po godzinnej jeździe wysiadłam na moim przystanku. Teraz do domu rodziców mam 2 przecznice Po 5 minutach byłam pod moim rodzinnym domem. Nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła mi moja rodzicielka.
-Emily to ty?-zapytała robiąc dziwną minę
-Tak to ja...A co w tym dziwnego...?
-Powinnaś być w podróży poślubnej...Co się stało?-i wtedy do oczu napłynęły mi łzy.-Choć zrobię ci gorącej czekolady i mi wszystko opowiesz.
Potwierdzają co kiwnęłam głową i poszłam do kuchni. Dostałam kubek gorącego czekoladowego płynu -Mamoo...On mnie..-nie chciało mi przejść przez gardło.
-Co on cię...?
-Zdradzał... Z tą ze ślubu...-parę łez wpadło do kubka
-Nie był ciebie wart kochanie-pocieszała mnie.
-Może , ale ja go kochałam...
-Uspokój się...Wszystko będzie dobrze...
W ciszy wypiłam czekoladę.
-Mogę iść do swojego pokoju?-zapytałam biorąc walizkę.
-Oczywiście...
Swój tobołek postawiłam obok szafy i położyłam się na łóżku. Cały czas miałam przed oczami zdjęcia Justina i Karoliny leżących w łóżku...Tam gdzie my spaliśmy... Wymarz z pamięci wszystkie chwile, które z nim spędziłaś...Zwinęłam się w kłębek i nie wiadomo kiedy zasnęłam.
Śniło mis się jak oni.... Nie myśl o tym...
-Emily masz gościa!!!-zawoła mama
Ciekawe kto to... Zeszłam na dół i ujrzałam mojego byłego.. Był to Drew..

-Emily...?
-Tak?
-Chcesz odnowić naszą przyjaźń?
Co ja mam odpowiedzieć...Z jednej strony nadal go nienawidziłam a z drugiej potrzebowałam przyjaciela...
***
Wybaczam wam 9 komentarzy...Ja chcę już dodać 24 :D Wg mnie jest Zajebisty. Taki smutny i wgl. Szaruś dziękuję bardzo i jeszcze bardziej...Nie da się opisać jak tobie dziękuję za to. Jesteś naj koFańszą osobą pod słońcem...Następny rozdzialik będzie z dedykiem dla ciebie <33 
Kocham was <33 (wszystkie!!!)
Ma tu być przynajmniej 20 komci :*

22 sierpnia 2010

Rozdział 22



Oczami Emily (rano)
Leżałam na łóżku i gapiłam się na mojego lubego...Powinnam mówić na niego mąż , ale ten zwrot do niego nie pasuje...Jest jeszcze za młody żeby do niego mówić „Kochany Mężulku...”. Może za jakieś 20 lat zmienię zdanie.  Dzisiaj jedziemy w naszą podróż poślubną...Do tej pory nie wiem co on tam wymyślił... Usłyszałam mruczenie Justina , który nadal spał... Pójdę się przebrać. Poszłam do łazienki i ubrałam się w to. Kiedy wyszłam z toalety Justin siedział przy komputerze. Pocałowałam go w policzek na dzień dobry.
-Jak się spało?-zapytałam
-Cudownie...-denerwował się czymś co oglądał na ekranie swojego Mac’a.
Pewnie jakaś fanka go za spamowała... Nie będę się w to mieszać...
-Co dzisiaj przed odlotem robimy?-zapytałam
-A co chcesz-walczył nadal z komputerem.
-Ty wymyśl...
-Naprawdę dzisiaj nie mam głowy do tego...
-Trudno ponudzę się w hotelu-powiedziałam wychodząc z pokoju.
Udałam się w stronę windy.  Wyszłam z luksusowego hotelu i udałam się w stronę Lincoln Road. Paparazzi cały czas cykało mi mnóstwo zdjęć. Nic z tego sobie nie robiłam. Weszłam do Starbruck’a i kupiłam shake’a. Po drodze weszłam jeszcze do sklepiku żeby kupić wodę mineralną i przy okazji kupiłam brukowce żeby dowiedzieć się o czym się rozpisują. Wyszłam ze sklepiku i udałam się w stronę plaży. Usiadłam z jednych leżaków należących do C Ritza. Zdjęłam trampki i przeszłam się boso  wzdłuż plaży. Po godzinnym spacerze wróciłam do hotelu. W pokoju Justin nadal wyżywał się na komputerze.
-Co tam?-zapytałam patrząc na swoje odbicie w lustrze.
Ughh...każdy włos w inną stronę. Rozczesałam włosy i zaplotłam je w dwa warkocze.  
-Nic...Już kończę.
-Poczekam...Ty w ogóle coś zjadłeś? Ja na spacerze opiłam się shake’em. ..
-Nie miałem czasu zadzwoń na obsługę coś przyniosą.
Posłusznie wykonałam polecenie i poszłam do łazienki nie wiadomo po co...Tak żeby coś zrobić.  Usłyszałam otwieranie drzwi od pokoju.  Ujrzałam wysokiego latynosa wiozącego wózek z naszym jedzeniem. Nie wiadomo dlaczego powiedziałam.
-Buenos días.-przywitałam się
-O es un orden estatal.-powiedział podając tacę z jedzeniem
-Gracias.-podziękowałam
Wyszedł z pokoju.
-Ty umiesz mówić po hiszpańsku?!-zapytał zdziwiony Justin
-Tak... Jestem pół amerykanką pół latynoską i wszyscy od strony mamy mówią właśnie po hiszpańsku.
-Aaaa...-nadal wyrzywał się na laptopie
Zjadłam w spokoju śniadanie. Kiedy skończyłam zamknęłam laptop Biebera i się uśmiechnęłam.
-Dość...Ty w bokserkach a już 15...
-Za 2 godziny mamy samolot-dopiero teraz oprzytomnił.
Cudem się nie spóźniliśmy na samolot. Justin po drodze po lotnisku kupił sobie miśka klik.  Jacy ci faceci dziecinni. Weszliśmy do samolotu a po pierwszych minutach lotu usnęłam. Obudziłam się dopiero na miejscu. 
-Gdzie ja jestem?-zapytałam zaspana.
-W Paryżu... Śpiąca królewno.
-Naprawdę?! Mówisz po francusku...?
-Trochę...
-Twój dziadek mówił po francusku...Tak?
Kiwnął potwierdzająco głową. Samolot wreszcie wylądował. Wysiedliśmy z samolotu i rzuciło się na nas mnóstwo fanek Justina. Ja jak zwykle oberwałam i się rozryczałam. Drogę przez lotnisko spędziłam stojąc obok goryla Justina. W końcu dotarliśmy do limuzyny, która zawiozła nas do hotelu.  Wszystko załatwiał Justin a ja stałam tylko z boku.  Po załatwieniu wszystkich spraw weszliśmy do pokoju klik. Zrobiliśmy to samo co wczoraj xD...
***
Wyszedł trochę krótki... Ale jest ^^ 
Mało ciekawy ,ale jest
 Gdyby ktoś nie kumał hiszpańskiego tam pisze dzień dobry potem o to państwa zamówienie i na końcu dziękuję. Szaruś nie kończ z blogiem my tego ci zabraniamy teraz my tobie wypowiadamy wojnę... Kto ze mną?Następny jak będzie 22 komentarze i daję anonimki...
BUUUUUZIA OD EMCI :** ;3
Mam lepszy humorek , bo jutro... Nie powiem ^^

21 sierpnia 2010

;(

Nie napisze rozdziału...nie mam humoru...wszystko dzisiaj beznadziejne... Fatalna domówka...Ryk przez całą imprezę...w drodze do domu przewrócenie się co prowadziło do zwichnięcia kostki... =.=
Nie chcecie smutnych rozdziałów...prawda? Nie lubie sama ich pisać ,bo jak piszę to się rozklejam... Wojna jest chwilowo zawieszona... Muszę dojść do siebie...Idę teraz wypłakać się w poduszkę...

20 sierpnia 2010

Rozdział 21

Rozdział z dedykacją dla Szarej <33, Mooni:*, Kasi :* i Sylwii ^^
Wiedliśmy do samolotu. Jeszcze godzina i będziemy w Miami na weselu. Zajęłam miejsce przy oknie. Justin był taki...No nie wiem nie był sobą. Cały czas gadał „Czy wygodnie ci?” „Chciałabyś coś?” itp. Zaczęło mnie to wnerwiać. Coś ukrywa...Tylko co? Dobra nie zaprzątaj sobie głupotami głowy. Dziś twój najszczęśliwszy dzień w całym życiu...Ta...Gdyby tylko nie ona wszystko by było cód ,miód i orzeszki. Gapiłam się w chmury...Były takie cudowne w tym dniu. Takie puchate baranki... jak mnie buty uwierają... Wkleiłam nos w szybę i odcięłam się od świata. Cała podróż odbyła się w ciszy. Wysiadłam powoli z samolotu. Udałam się do innej limuzyny , która na nas czekała. Przytuliłam się do Justina.
-Kochasz mnie?-zadałam głupie pytanie.
-Oczywiście...Bardziej niż wszystko...-pocałował mnie w czubek głowy.
Po półtorej godzinnej drodze do Vizcay. Wesele miało odbyć się w ogrodzie. Wszystko wyglądało miej więcej tak. Na miejscu było już mnóstwo gości. Wszyscy zaczęli składać nam gratulacje i dawać prezenty. Miałam serdecznie tego dość. Wolałabym żeby ślub był tylko dla mnie i Justina i dla nikogo więcej. A nie dal każdego gościa. Jutro wszystkie brukowce będą się rozpisywać. Udałam się w stronę oceanu i głębi ogrodu. Gapiłam się w wodę i wielki statek. Oparłam się o żółto-niebieski słup kilk. Szum morza uspokajał mnie. Usiadłam na jednych ze schodów prowadzących do wody. Justin usiadł obok mnie.Oparłam głowę o jego ramie.
-Idziemy?-zapytał całując mnie czule.
-Możemy...
Powoli udaliśmy się do francuskich ogrodów. Usiadłam przy fontannie i popatrzyłam w swoje odbicie. Dziś zupełnie nie przypominałam siebie. Wstałam i udałam się do stołu. Usiadłam obok Justina. Wszyscy obżerali się jedzeniem ze stołu. Napiłam się szampana. Wodzirej zapowiedział przez głośniki , że za chwilę odbędzie się taniec ojca z córką. Tato podszedł do mnie i zaprowadził na parkiet. Po kilku minutach tańczyłam z Justinem. Wirowaliśmy razem patrząc sobie w oczy. Cały czas widziałam jego boskie dołeczki. Może dzisiaj razem zaśpiewamy naszą piosenkę.
-Juustin...?
-Tak...
-Zaśpiewamy dzisiaj naszą piosenkę?-zrobiłam słodkie oczka
-Jeśli chcesz...
-Oczywiście , że chce!-melodia piosenki dobiegała końca.-Może teraz?
-Dobrze-udaliśmy się w kierunku balkonu gdzie znajdowało się nagłośnienie i wszystkie inne rzeczy.
Spróbowałam się rozśpiewać. Zaśpiewałam kilka razy gamę i byłam gotowa.
-Gotowy?-zapytałam głęboko oddychając
-Ja tak, a ty?
-Też-podał mi mikrofon.
Wyszliśmy na podest... Melodia naszej piosenki wydobywała się z głośnika. Słowa znałam na pamięć więc z łatwością wydobywałam z siebie dźwięki. It feels like we’ve been out at sea
So back and forth that’s how its seems
Whoa and when I want to talk
you say to me
That if its meant to be, it will be
So crazy in this thing we call love
The love that we got that we just cant give up
I’m reaching out for you tell me
out here in the water and I
Justin pozwolił mi zaśpiewać jeszcze refren samej. Potem On śpiewał, my razem i on ,no i znowu razem. Kiedy skończyliśmy usłyszeliśmy głośne brawa. Po raz pierwszy zaśpiewałam przy dużej publice. Odłożyłam mikrofon i stanęłam obok Justina.
-Jak się podobało?-szepnął mi do ucha
-Szczerze bardzo...Nie śpiewałam przy tak dużej publice...
-To będziesz śpiewać...
-Co...?
-Jutro cię zabieram na mój koncert zaśpiewasz razem ze mną tą piosenkę...
-Przy twoich fankach?!...Oszalałeś?!
Uśmiechnął się tylko zeszedł ze sceny a potem pomógł mi zejść.
-Kiedy jedziemy na sesję?-zapytałam patrząc mu w oczy.
-Zaraz powinien być fotograf... Trochę się najeździmy...
-Wiadomo tutaj zdjęcia, plaża i jeszcze inne wymysły...
Usiedliśmy przy stole i wdaliśmy się rozmowę z naszymi rodzicami. Dotyczącej podróży poślubnej...Sama nie wiedziałam gdzie się wybieramy. Wiem tylko , że ta podróż odbędzie się w Europie. Podszedł do nas jakiś facet z aparatem zawieszonym na szyi.
-Możemy już iść?-zapytał
Kiwnęłam głową i za sobą pociągnęłam Justina. Ślicznie się uśmiechnęłam stojąc przy fotografie.
-Od czego zaczynamy?-zapytałam nadal ze sztucznym uśmiechem.
Pocykał nam kilka zdjęć przy fontannie i w ogrodzie. Pewnie z nich zrezygnujemy... Kiedy skończyliśmy udaliśmy się na plaże. Gdzie zrobiliśmy mnóstwo fotek... Efektem końcowym było to. Wróciliśmy na wesele zaczęła się świetna zabawa. Wszyscy się upili. Mam na myśli wszystkich wójków i jedną roztańczoną ciocię. My z Justinem tylko się przypatrywaliśmy tym wygłupą.
-Emily czemu tak siedzisz pora rzucić welonem-ciągnęła mnie za rękę ciotka.
Zdjęłam welon i rzuciłam za siebie. Złapała go Sindy. Ciotka kazała Justinowi rzucić muszką a złapał ją Chris. Potem był wolny taniec dla par. Naglę ujrzałam zza ramienia Drew idącego w moją stronę.Zagapiłam się i przez przypadek przydeptałam suknie ni się przewróciłam wraz z Justinem. Bieber się zaśmiał a ja zaczerwieniłam. Zabawa trwała do 5 nad ranem. W końcu z Justinem zdecydowaliśmy się pojechać do hotelu. A właściwie do apartamentu w Cartonie Ritzie. Po godzinnej jeździe byliśmy przed wielkim budynkiem hotelu. Podeszliśmy do recepcjonistki.
-Dobry wieczór...Rezerwacja dla pana Biebera.tak?
Oboje kiwnęliśmy głową.
-O to karta do pokoju-powiedziała podając nam coś w stylu karty kredytowej.
Poszliśmy do pokoju....No i wiadomo co się robi w noc poślubną xD
***
No i macie 21 po wielkiej ilości komentarzy ^^  Tutaj ma być 21 komci i jeszcze trzeba napisać , ale teraz z górki...Szara, Kasia, Monia i Sylwia wypowiadają mi wojnę... Chcę już za niedługo skończyć opowiadanie a one chcą żebym pisała...Jeśli jesteście po ich stronie to napiszcie w komentarzu dopisze was do listy żeby wiedziała przed kim mam się bronić xD
Buuuuuzia :**

18 sierpnia 2010

Rozdział 20 part 3

Rozdział z dedykacją dla szarej <33
Oczami Justina
Ksiądz mówił soją formułkę i nagle usłyszałem swoje nazwisko. Dużo nie myśląc powiedziałem
-Tak.
-Czy ty Emilio Force bierzesz Justina za męża?
-Tak-powiedziawszy uśmiechnęła się.
-Ogłaszam was mężem i żoną-na te słowa czekałem przez najbliższe kilka miesięcy.
Delikatnie pocałowałem moją żonę ( :D). Teraz będziemy na zawsze razem.
Oczami Emily
Szliśmy w stronę limuzyna , ale coś mnie zatrzymało. Coś mnie dusiło...Nie mogę oddychać...Pociągnęłam za włosy to coś. Uścisk się rozluźnił , ale nadal potwór trzymał moją szyję. Potwór skoczył na moje plecy co nie było dobrym posunięciem , bo razem upadłyśmy na podłogę. Ujrzałam twarz Karoliny. Do cholery co ona tu robi...Zdjęłam buta i rzuciłam w nią. Nie trafiłam jeszcze jest drugi...Tym razem trafiłam w rękę. Karolina pociągnęła mnie za moje włosy . Zrobiłam to samo. Ktoś próbował nas rozdzielić , ale my nie dawałyśmy za wygraną. Pewnie na całej wyspie było słychać nasze wrzaski i jęki. Nie wiem co we mnie wstąpiło nie mogłam przestać jej bić. Po jakieś 20 minutowej bitwie w końcu mój mąż nas rozdzielił.
-Co w was wstąpiło?!-wrzasnął
-To ona zaczęła-powiedziałam wycierając chusteczką krew , która płynęła mi z nosa.
-To ona ubierze z tobą ślub...
-Zachowujecie się jak 2-ie rozpuszczone dziewczynki. Nie spodziewałem się tego po was-zaczął nam prawić nam kazanie.
Wzruszyłam ramionami przytuliłam JB. Wszystko jest już w porządku. Karolina usiadła na jednym z wolnych krzeseł i wytarła moją krew z twarzy. My z Justinem udaliśmy się do limuzyny klik.
***
Macie ostatnią część ślubu. I macie ją dzięki Szarej :*. Dziękować jej ^^ Blog chwilowo odwieszony , bo nadal mam chorobę Nic nie pisania , która występuje po leniu. Już niedługo następny rozdział...Tu ma być przynajmniej 14 komentarzy włącze anonimków dal ułatwienia , ale macie się podpisać...
Buzia :*

17 sierpnia 2010

Następnej części nie będzie!

Kończe z blogiem a przynajmniej zawieszam...Weny nie ma ani pomysłów... Ale na GG jestem i piszę mojego 2 bloga. Dziś jeszcze dodam 2 rozdział... No to życzcie mi powrotu weny...

Rozdział 20 part 2

Część 2
Oczami Justina
Kiedy Emily wyszłq z limuzyny. Moje serce zaczęło mocniej bić Wyglądała jak anioł Botticielego a nawet piękniej. Idąc do ołtarza poruszała się z gracją jak łabędź. Wszyscy zgromadzeni patrzyli na nią jak zbliżała się do mnie. Na jej twarzy widniał nieśmiały uśmiech. Już nie mogę się doczekać kiedy oboje powiemy „tak”. Patrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami...Ona się potknęła...Chciałam jej pomóc , ale prędzej sama wstała. Teraz stała obok mnie i uśmiechała się czule.
Oczami Karoliny
Boshe! Żeby na własnym ślubie idąc do ołtarza się przewrócić naprawdę trzeba mieć talent... Jak Madonna która fałszuje śpiewając z playback’u. Jaki ten ślub przesłodzony... Niestety mój plan z suknią nie wypalił miała inną , ale ten z prochami zadziałał.Uśmiechnęłam się do własnych myśli. Zaciągnęłam go do łóżka a jak się obudził to się wściekł. Wrzasnął na cały dom „ Co TY TU robisz?” z akcentem na To i Ty. No i musiałam już iść do domu, a teraz siedzę w ostatnim rzędzie na ślubie Justina i tej dziwki...
Oczami Sindy
Emily bierze ślub a ja nadal panna.Jeśli Chris jest taki jak Justin niedługo będę jak ona stać przed ołtarzem. Jak ja jej zazdroszczę... Przecież to ta dziewczyna z którą się biła Em...Co ona tutaj robi? Jedyne co dzisiaj musisz zrobić to złapać bukiet.
Oczami Chrisa
Wszystko jak na razie szło wspaniale...No oprócz bójki Justina z Drew. Miał tutaj czelność przychodzić?! No i jeszcze... Karolina?! Po tym co zrobiła wczoraj Justinowi...Lepiej nie mówić...Spojrzałem na Sindy. Gapiła się na parę zakochanych na ślubnym kobiercu. Czy ja wziąłem obrączki? Zacząłem macać kieszenie ( wiem , że mało orginalne)
Oczami Emily
Chciałam już wrzasnąć „tak”! Gapiłam się w czekoladowe oczy mojego przyszłego męża. Popatrzyłam na twarze gości. Mama płakała , tata ją pocieszał, wszystkie ciotki od mojej i Justina poszły w ślady mamy, Pattie patrzyła się na nas. W jej oczach ujrzałam iskierki radości. Chris nerwowo przeszukiwał kieszenie...Kogo ja tu widzę...Karolina... Kiedy tylko powiem tak już nie przeszkodzi nam...
***
Boshe! Jak mi się nie chce pisać wolę już pisać o JJ. Z chęcią zakończyłabym opowiadanie na ślubie...Muszę się zastanowić... Robię sobie odwyk od stardolla więc tam do mnie nie piszcie wolę GG 24999178
Idę w siebie wmuszać pisanie...Coraz mniej komentujecie...:/

16 sierpnia 2010

Rozdział 20 part 1


Oczami Emily (rano ,po imrezie)
W całym domu było słychać mój krzyk. Kiedy weszłam do pokoju moim oczom ukazały się skrawki mojej sukni. Zaraz do mnie przybiegła Sindy wraz z mamą.
-Co się stało?-zapytały równocześnie
-Moja...suknia...-mówiłam przez łzy.
Moja rodzicielka mnie przytuliła.
-Przecież masz...Zapasową...Prawda?-pocieszała mnie
-Mam tylko , że w willi... Sindy pojedziesz po nią... Tu masz klucze-podałam jej 2 klucze.
-Sindy pojedzie po suknie, a my pójdziemy do kosmetyczki i fryzjera.
-Zadzwonię jak będę mieć suknię-powiedziała wychodząc z pokoju.
-Ja się przebiorę mamo...
Przebrałam się w to.  Zeszłam na dół do kuchni. Wyjęłam z lodówki jogurt.  Trzeba dbać o linię szczególnie przed ślubem.
*
Byliśmy w drodze na lotnisko.  Już za 2 godziny będę z Justinem... Czemu nie da się przy spieszyć czasu jak w Simsach. Łeee ja chce być już z nim.
-Emily wysiadamy-zakomunikowała mama.
Mieliśmy lecieć prywatnym odrzutowcem Justina. Wysiadłam z samochodu i poszłam w stronę wejścia na lotnisko.  Jak tu fjnie zimno... Mnóstwo paparazzi cykało mi zdjęcia. Ja taka wyjątkowa czy co? Podszedł do nas goryl Justina.Poprowadził nas do bramek. Jak każdy podróżujący musieliśmy i przejść odprawę. Jak ja tego nie lubię... Po jakiś 15 minutach wchodziliśmy już do odrzutowca. Za godzinę będziemy na Bahamach.
*
Makijażysta i stylistka krzątały się przy mnie.  Suknie mam już na sobie... Sindy stroiła się w osobnym pokoju a mama już była na ślubie. 
-Jeszcze długo?-zapytałam zniecierpliwiona
-Proszę poczekać jeszcze minutkę...-makijażysta nadal robiła coś na mojej twarzy
-Minutka była 30 minut temu...
-No gotowe...
Spojrzałam w lustro. To nie byłam ja tylko ktoś inny. Nie byłam sobą tylko jakąś wymalowaną brunetką. Jak ja się pokaże... ( wyglądałam miej więcej tak)
-Tylko proszę nie płakać-upominała mnie baba od makijażu.
-Dobrze... Mogę już iść?
-Tylko welon-powiedziała stylistka majstrując coś przy moich włosach.
Do pokoju weszła Sindy. Wyglądała olśniewająco...
-Chyba pomyliłam pokoje-żartowała.
-Sindy daj spokój... Nie przypominam siebie...
-Przypominasz...Musimy już jechać ty jedziesz osobną limuzyną.
-Sama?-zrobiłam słodkie oczka
-Tak sobie życzył Justin...Idziemy?
-Pewnie.
Zeszłam po schodach. Udało mi się nie przewrócić. Powoli wsiadłam do limuzyny, próbując nie przydeptać sukni.  Droga na plaże była krótka około 5 minut drogi.  Kiedy dojechaliśmy wygrzebałam się z samochodu.Usłyszałam marsz weselny. Już czas iść...
***
Sorry , że w częściach , ale musiałam już dodać.  Serce mówiło mi "Dodaj dodaj" a moja podświadomość "Jutro dodasz" Jako że jestem romantyczką słucham się głosu serca. No i macie. Następna część jak napiszę.. Macie dać tutaj swoje wyobrażenie ślubu Em i JB.  Ma tu być jak najwięcej komentarzy <33